wtorek, 28 stycznia 2014

Czeska Szwajcaria - Hreńsko - łodziami przez wąwóz

Cześć!
    Hreńsko leży w czeskiej części Szwajcarii Saksońskiej. Ukształtowany przez Łabę krajobraz składa się z pięknych skalnych miast złożonych z większych lub mniejszych grup piaskowcowych ostańców. Wybraliśmy dwie trasy wycieczkowe w tej okolicy i nocleg w Hreńsku.
        Jest początek października. Do Hreńska jedziemy autostradą z Pragi w kierunku na Drezno. Obiad chcemy zjeść dopiero na miejscu, więc jesteśmy już odrobinę poirytowani. Niebo zaciąga się chmurami, ale nie pada.  Wjeżdżamy do Hreńska jadąc cały czas wzdłuż Łaby. Przy głównej drodze mijamy pensjonat, który miał być ładnym tanim noclegiem. Rzeczywistość mocno odbiega od internetowej prezentacji, ale i tak obiekt jest zamknięty, nie ma sprawy. Dojeżdżamy do urzędu miasta i informacji turystycznej. Wbiegam do środka po mapę, foldery i pytanie gdzie można dostać nocleg. Pani każe jechać wzdłuż rzeki, w głab wąwozu. Jedziemy. Na ulicach pełno wielkich straganów z chińską tandetą, którą sprzedają z resztą azjaci. Jak to możliwe? W takim pięknym miejscu?  Znajdujemy dobrze wyglądający pensjonat za 420 kc od osoby w pokoju ze śniadaniem, w głównym punkcie miasta. Zostawiamy bagaże w pokoju i idziemy poszukać czegoś do jedzenia. Niesłusznie wydaje nam się, że w pensjonacie, w którym śpimy jest drogo. Jemy i oczywiście pijemy lokalne piwo. Rozkosz. Na reszcie piwo ma jakiś smak! :)
       Wracamy do ciepłego, przytulnego pokoju. Za oknami szumi rzeka Kamienica. Teraz wygląda niepozornie, płynąc dnem głębokiego, kamiennego koryta. Zdjęcia w jadalni pokazaują inne oblicze tej rzeczki.
        Ranek budzi nas słońcem. Cała dolina nabiera zupełnie innego charakteru. Wydaje się większa, piaskowce błyszczą w słońcu, jesienne kolory ubarwiają okolicę. Kilka dużych hoteli i mniejszych pensjonatów, nie robi wrażenia ciasnej



          Dzisiaj zaplanowaliśmy przejście wąwozu, którego przebycie wymaga w dwóch miejscach skorzystania z łodzi.
          Wejście do wąwozu znajduje się na końcu miejscowości. Szlak miedzy piaskowcami , wzdłuż rzeki schodzi z drogi asfaltowej na gruntową. Na szlaku jest chłodno, to głęboki wilgotny wąwóz. Dzień jest dość ładny. Na ścieżce, a raczej w korycie rzeki spotykamy grupę na plenerze fotograficznym. Wkrótce dochodzimy do wykutego w skale tunelu i wychodzimy na małą platformę nad jeziorkiem. Tu zaczyna się Divoka Souteska - Dziki Wąwóz. Dalej nie da się iść pieszo, wsiadamy do łodzi. Jest nas może 10-12 osób. Polacy i Czesi. Wolno płyniemy wśród omszałych skał. Flisak i przewodnik w jednym opowiada o tym co widzimy. Czeski jednak nie jest tak trudno zrozumieć. Dla uatrakcyjnienia przeprawy na brzegach co kawałek  posadowione są drewniane rzeźby, a to smok, a to wodnik, czy zakapturzona postać serwująca wg przewodnika … "Kawa, herbata, hasz, marichuana, LSD" Oczywiście nie może obyć się bez prezentacji ‘szpagatowej Niagary’; za pomocą sznurka flisak uruchamia strumień wody , który spada gdzieś z góry do rzeki tuż obok łodzi.














Po 20 minutach wysiadamy w małej przystani . Można tu kupić jakąś pamiątkę, batonik lub napić się czegoś ciepłego. Wysoka woda zmyła ten barek w poprzednim sezonie. Teraz trwa odbudowa, to co widzimy to na razie wciśnięta pod skały prowizorka. 
Słońce wychodzi na czyste niebo, skały spowite lekką mgiełką, oświetlone jesiennym słońcem, są piękne, potężne i odrobinę tajemnicze. Po kolejnej godzinie spaceru lądujemy na łodzi i kolejnej przeprawie. - to Wąwóz Edmunda. Tym razem łódź pełna jest... niemieckich turystów. Przewodnik cały czas gada, a  mi marzy się cisza na tej spokojnej wodzie. Wysiadamy i ruszamy w dalsza drogę. Do miejscowości mamy ok. godzinę drogi. Dojście do pierwszego drogowskazu, który znajduje się na końcu wąwozu rzeki Kamienicy zajmuje nam dobre 40 minut. Dalej ruszamy lasem w górę , zgodnie ze wskazaniem drogowskazu , dochodzimy do Mezní Louki po dobrej ½ godzinie marszu.
Wrócić można stąd do Hreńska autobusem. Dla nas jednak jest zdecydowanie za wcześnie, żeby o 13 ładować się w autobus i wracać na kwaterę. Szukamy chwilę żółtego szlaku, by 4 km przejść pieszo do pensjonatu. Przed nami wyłania się piętrowy stylowy dom, pomalowany w obrazy charakterystyczne dla tych gór. Ma wiele uroku. Jest ciepło, słonecznie a tu ławy i stoły ustawione są na nasłonecznionej łące. Zmieniamy plany – idziemy na obiad.
             Głównymi klientami są tu niemieccy emeryci. Tak w przyszłości chcemy spędzać czas Jest po sezonie, środek tygodnia ,  kto może być w górach? Z tego miejsca można zejść do wąwozu w połowie jego długości. My już wąwóz mamy za sobą. Jemy, pijemy i odpoczywamy. Jedzenie w Czechach jest bardzo dobre i stosunkowo niedrogie. Piwo mają wyborne, ale o tym już wspomniałam.
Wygrzani i wypoczęci ruszamy pięknie osłonecznioną drogą leśną. Nad nami szarzeje ściana piaskowców, która mamy zamiar przejść jutro. Przez moment widzimy Pravcicką Bramę. Po godzinie dochodzimy do szosy i schodzimy nią wprost do Hreńska, do miejsca w którym rano wchodziliśmy do wąwozu.


Jest 15. Świeci piękne słońće . Hreńsko wygląda cudownie, z rzeka płynąc i szumiącą w dole. W każdym pubie , restauracji i ogródku siedzą goście. Zaczyna się weekend. Spotykamy Polaków! Dwa samochody z polskimi rejestracjami.
W żadnym wypadku nie mamy ochoty, żeby wracać do pokoju w pensjonacie. Ruszamy w kierunku ujścia rzeki Kamiennej do Łaby. Słońce nadaje wszystkiemu blask i urodę. Nawet czarne piaskowce nie są przytłaczajże, stały się dobrym tłem dla budynku Urzędu Miasta czy hotelu .
Dochodzimy do Łaby. Stajemy sobie i obserwujemy ruch na rzece. Zarówno ten w kierunku Decina czy w kierunku granicy Niemiec jak i ten w poprzek. Linia kolejowa przebiega bowiem po drugiej stronie rzeki. Prom pływa w tę i spowrotem przewożąc osboby, które chcą przeprawić się przez rzekę. Łaba jest dziką górską rzeką, już w tym miejscu potężną. Widzieliśmy na zdjęciach skutki podniesienia się jej poziomu. Budowanie tu mostu byłoby niezłym przedsięwzięciem, a może zbędnym kosztem ?
Spacerujemy jeszcze kawałek w kierunku zachodnim , wzdłuż rzeki, aż do granicy. Widok na dolinę jest piękny.Poniżej drogi,  na łąkach pasą się owce i kozy, ruch pociągów po drugiej stronie rzeki jest spory. Zarówno pasażerskie jak i towarowe pociągi . W końcu jednak zmęczenie daje nam się we znaki. A do pensjonatu musimy jeszcze dojść.
Po raz kolejny idziemy między chińskimi straganami. Skąd to się tu wzięło?! Bogaci Niemcy przyjeżdżają na tanie zakupy do Czech ?  Przez te stragany "nie z tej bajki" miejscowość odrobinę traci na górskim uroku, odrobinę. Ale za to jak ktoś ma braki w wyposażeniu – kurtki, czapki, buty. Dosłownie od koloru do wyboru. Na weekend powinny wystarczyć ;-)
Wracamy do pensjonatu. Słońce jest już niżej, wydłużają się cienie. Dolina znów zmienia kolory. To jest to co lubię w górach, zmienność krajobrazu, w zależności od położenia słońca, jest tu szczególnie widoczna. Siadamy na ławie przed budynkiem, zamawiamy piwo. Obok goście zajadają pieczone żeberka i golonki. Jutro zjemy obiad tutaj




Brak komentarzy: