Do Barcelony dojeżdżamy
z Blanes pociągiem podmiejskim. Trasa wiedzie brzegiem morza. Po drodze dopada
nas dziwna mgła, wszystko staje się szare i brzydkie. Trwa to na szczęście
krótko i na Plac Kataloński wysiadamy w pełnym słońcu, a temperatura wynosi 24
stopnie mimo porannej godziny. Zgodnie z planem na dziś idziemy Passaige de
Gracia i podziwiamy po kolei budynki zaprojektowana prze Gaudiego, prze uczniów
Gaudiego lub prze jego konkurentów. Po kolei to Casa Batlo, Casa
de Libro, Casa
Mila i Casa Blanca. Na zdjęciach kolory tych budynków są bardziej wyraziste, w
rzeczywistości mimo niezwykłych brył jednak wtapiają się w zabudowę ulicy. Nie
możemy oprzeć się pokusie wypicia esspresso w jednej z kawiarenek przy ulicy.
Siadamy przy maleńkich stolikach na skraju chodnika i delektujemy się kawa i
ciastkiem.
Spacerem w krótkim
czasie docieramy do Park Guell. Patrząc na mapę Barcelony nie sądziliśmy , że to
sa tak niewielkie odległości. Bilet do Parku kupuje się na określoną godzinę.
Czekając na wejście zwiedzamy otwartą część parku , z charakterystycznymi
smoczymi elementami. W parku rozłożyło się kilku nielegalnych handlarzy
pamiątek, którzy co rusz zrywają się i uciekają przed kręcącymi się strażnikami.
W Parku Guell jest kilka bramek , przez które można wejść na teren z najbardziej
reprezentacyjnymi budowlami. Wszystko jest urocze kolorowe, wręcz
bajkowe.
Siedzimy na placu,
otoczonym ogromną stumetrową ławką, wyłożona mozaiką, podziwiamy panoramę
miasta, gdy zrywa się najpierw silny wiatr. Po chwili obserwujemy jak znad morza
wpełza do miasta szarość, obejmuje wszystko morze, ulice, budynki, niebo,
Sagrada Familla, wkrótce dotrze do nas. Schodzimy z tarasu obok fontanny z
kolorową jaszczurką i opuszczamy Park Guell idziemy do centrum
miasta.
Zanim dotrzemy, w 20
minut, pod bryłę Sagrada Familia wyjdzie słońce. Widok katedry wg projektu
Gaudiego powala. Jest monumentalna, piękna i przerażająca. Patrząc na mocowane
właśnie szczyty wież od strony Nadziei mam nieodparte wrażenie, że Gaudii zakpił
z kościelnych decydentów. Jedną wieżę zwieńcza kogucia głowa, inną patera z
owocami, zwisają z niej winogrona. Wszystko to jest kolorowe i błyszczy w
słońcu. Kolorowe Jarmarki. Strona Piekielna jest za to przygnębiająca, fasada
wygląda jak rozpuszczający się w słońcu , lejący beton. Tłumy ludzi kłębią się
wokół.
Z boku kościoła mieści
się sklep firmowy FCB, więc wchodzimy. Ceny porażają ! Za to można sobie
pooglądać trofea i gadżety.
I tu przechodzimy do
drugiego dnia w Barcelonie . Przyjeżdżamy na stację Hospitalet. Zaczynamy od
spaceru na stadion Camp Nou.
W kasach nadal są bilety
na wieczorny mecz – najtańsze 99 EURO. Wchodzimy na trybuny, na dole praca wre,
przygotowują murawę , otoczenie. No historyczna rzecz ! Potem godzina w muzeum
przy wszystkich pamiątkach, trofeach, złotych piłkach i wielkich gwiazdach
Barcy. Sklep firmowy to ogromny dwukondygnacyjny salon. Przy klatce schodowej
stoją półkolem figury wszystkich zawodników w strojach
FCB.
Uch, robimy setkę zdjęć
i wychodzimy na słońce. Teraz w planie mamy wzgórze Montjuic. Postanawiamy
nacieszyć się ciepłem i pogodą i przespacerować się, nie korzystać z autobusu
czy linii metra. Znów zaskoczenie – docieramy spacerem w 25 minut do fontanny na
Placu Hiszpańskim, przed Pałac narodowy. Piękne miejsce ! jesteśmy zauroczeni
fontanną i górującym nad wszystkim Pałacem. Podchodzimy szerokimi schodami ,
przy fontannach i rzeźbach pod drzwi Pałacu.
Panorama miasta z tego miejsca – piękna. Nie mamy czasu, by zagłębić się w czeluści narodowej galerii. To temat kolejnego wypadu . Dzisiaj chcemy zobaczyć dzielnicę Barri Gotik. Pochłania nas ona całkowicie; mroczne zaułki, wąskie uliczki, ponure gmachy kościołów przypominają o ciemnej stronie katolicyzmu. Jeśli miał straszyć , to w tej dzielnicy rzeczywiście wieje grozą. Kupujemy bilet i wchodzimy do katedry Le Seu ( św. Eulalii) . Z boku można zajrzeć na krużganek z 12 gęśmi, symbolizującymi wiek męczeńsko zmarłej świętej. Katedra robi wrażenie, chociaż wystrój jest nader prosty . W bocznej nawie zamontowano windę , wjeżdżamy nią na dach. Co za widoki! Spędzamy tam dłuższą chwilę. Z dołu dobiegają dźwięki głośnej muzyki. Na placu przed katedra rozkręca się sympatyczna impreza przy gitarach.
Ostatnim etapem
dzisiejszego spaceru jest La Rambra. Docieramy do niej plątaniną wąskich ,
staromiejskich uliczek. Reprezentacyjną uliczką suną nieprzebrane tłumy ludzi.
Jest popołudnie i kibice zmierzają na Plac Katalonii , by w knajpach, pubach i
na placu czcić swoje piłkarskie święto. Idziemy pod pomnik Kolumba, mierzący 60
metrów wysokości i widoczny z daleka. Przenosimy się na nabrzeże, do portu Vell.
Jesteśmy bardzo zmęczeni więc powoli wracamy na Plac kataloński, gdzie łapiemy
pociąg do Blanes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz