sobota, 30 września 2017

Praga - europejska stolica na jesienny weekend

Czy trzeba kogoś zachęcać do odwiedzenia Pragi? Myślę, że trzeba :) Nie będę Wam opowiadać o zabytkach tego miasta, nie ma potrzeby. Zabieram Was na wieczorny spacer ulicami Pragi .
Z Poznania do Pragi przez Polskę jedziecie się bardzo długo. Z powrotem wybierzemy opcję autostradami niemieckimi. Sorry, takie mamy drogi.
Przez internet zamawiamy nocleg na obrzeżach miasta, koło areny A2. Po zjeździe z  autostrady, od strony Mlada Boleslaw, szybko znajdujemy się pod hostelem. To blok obok fabrycznej hali. Cudów nie ma, ale śniadanie dają pyszne i bardzo urozmaicone, nawet z dwoma rodzajami ciasta :) To jedna zaleta, druga - do metra mamy dosłownie 200 metrów.

A metrem w 10 minut jesteśmy na starówce. I to mnie już zachwyca!

piątek, 22 września 2017

Porto – niebieskie szaleństwo azulejos


Kościół Karmelitów
Jedną z atrakcji Porto, a właściwie całej Portugalii, są budynki ozdobione płytkami azulejos. Nie sposób ich nie zauważyć; słońce odbija się w szkliwionych powierzchniach ceramiki i budynki wydają się wybijać na pierwszy plan.
Zaczynamy znów przed Igreja do Carmo czyli Kościół Karmelitów. Plac, przy którym jest położny, palma, fontanna, stare tramwaje… To jedno z najciekawszych miejsc w Porto. Po przeciwnej stronie placu jest słynna  już księgarnia Lello www.livrarialello.pt Jej wnętrze było podobno inspiracją dla J. Rowling i jej Hogwartu. Oceńcie sami.

Torre des Clerigos

Przechodzimy przez zielony skwerek, w którym rozgościli się przeróżni twórcy i znów jesteśmy przy Torre dos Clerigos – to wieża i kościół barokowy, bardzo charakterystyczne dla Porto. Jest widoczna chyba z każdego miejsca i jest świetnym punktem orientacyjnym. Jest to także punkt widokowy. Wystarczy spojrzeć na wschód i już widać kolejny kościół z fasadą z azulejos. Kolejne pięknie położone miejsce – biegnie do niego dość stroma uliczka, pełna butików z pamiątkami i rękodziełem. Tam kupiłam ciekawe wyroby z korka – torebkę i portfel. 


czwartek, 21 września 2017

PORTO w Porto


Wiecie w jakim momencie w waszej głowie powstaje myśl i pragnienie odwiedzenia jakiegoś miejsca ? Teraz to pewnie często przypadek i informacja o nowym połączeniu lotniczym. We mnie taka myśl powstaje najczęściej pod wpływem obrazka – w pamięci powstaje klisza, która zmusza do osobistej weryfikacji i wypełnienia kadru. Tak było także tym razem.
Obraz przedstawiał widok na most i ujście rzeki Douro w Porto. Na wysokich brzegach widać tarasowo położone winnice, a w dalekim planie – Atlantyk.
A może powód był zupełnie inny? Tylko most się zgadzał, tylko że zobaczyłam go na etykiecie butelki pysznego porto blanco? Zostańmy jednak przy Douro, moście i Atlantyku. Ruszamy.
Lecimy majową nocą na drugi koniec Europy. Lądujemy z godzinnym opóźnieniem . Metro, które może dowieść nas do każdego zakątka miasta, już nie kursuje. Autobusy i owszem, ale rzadko. Nie mamy rozpracowanej tej komunikacji , więc pozostaje taxi. Wyjeżdżając poza granice Polski mamy pewność, że taksówkarz nie policzy nam za kurs z lotniska do centrum jak za lot do Warszawy i z powrotem z naszym krajowym przewoźnikiem. Pędzimy pustymi ulicami i ciemnymi obwodnicami prosto do hotelu. Dobranoc.
Ranek budzi się rześki, jakieś 16 stopni, i przekropny. Niespiesznie idziemy do centrum miasta, zahaczając o kafeterie. Wybieramy taką, która wygląda trochę jak nasz bar mleczny, ale siedzi w niej mnóstwo miejscowych. Jedni oglądają wiadomości, akurat papież jest w Fatimie. Inni czytają gazety. A inni po prostu wpadli na śniadanie przed pójściem do pracy. Obsługa uwija się jak w ukropie. Nasze zamówienie, składane na migi, a potem wykrzykiwane po portugalsku przez kasjera, zapisane zostaje na kartce, kartkę dostajemy do ręki z pierwszym zamówieniem. Później kelnerka dopisze kolejne pozycje i wychodząc zapłacimy za wszystko razem. Czujemy się już swojsko. A dodatkowo ceny są bardzo przyjazne.
Obsługa czyta w naszych myślach jak w otwartej księdze i raczy nas coraz słodszymi słodkościami. A gdy płacimy rachunek właściciel wręcza nam kartonik obwiązany czerwoną wstążką. „ Łasuch pozna łasucha” śmiejemy się później rozpakowując zawiniątko, w którym było 6 małych ciasteczek, każde z innego rodzaju. Skradli nasze serca (i portfele) na cały okres pobytu.

wtorek, 19 września 2017

Stolpen - więzienie hrabiny Cosel



Jeśli wybieracie się do Saksonii, Drezna lub Dolinę Łaby warto zobaczyć Stolpen


Zamek zbudowany na bazaltowym wzniesieniu z
tego samego kamienia. Bazalt to skała powstała w wyniku
zastygnięcia , schłodzenia , lawy w kominie wulkanu. Jest czarna i
niezwykle twarda, ukształtowana w sześciokątne słupy. Duża
zawartość żelaza powoduje , że ‘przyciąga ‘ pioruny. Kilka
razy z tego powodu na zamku wybuchały pożary.
           Ze
względu na wojskowy charakter zamku i skutków ewentualnego
oblężenia na zamku niezbędna była woda. Postanowiono w 1608 r.
wybudować w bazaltowej skale studnię. Ma ona szerokość ok. 3
metrów i głębokość 84 metry. Wykuwanie jej zajęło 24 lata.
Praca polegała na rozpaleniu na skale ogniska i w momencie, gdy
bazalt się rozgrzał polewano wodą. Skała pękała i tak
rozkruszano skałę. Dzienny postęp prac wynosił ok. 1 – 1,5 cm.




                 Zapomnianą
historię najsłynniejszego więźnia zamku Stolpen przypomniał
Kraszewski w powieści ”Hrabina Cosel”.
To opowieść o metresie
Augusta Mocnego Annie Konstancji Cosel.




wtorek, 12 września 2017

Zamek w Pszczynie - śladami księżnej Daisy



Jako miłośniczka zamku Książ, do którego wracam co roku, żeby odkrywać uroki tego miejsca i okolicy postanawiam wybrać się do drugiej rezydencji księżnej Daisy - zamku w Pszczynie.
Po kilku godzinach podróży samochodem docieramy do Pszczyny. Tablice informacyjne wskazują nam drogę na parking obok zamku. Nie ma problemu z pozostawieniem samochodu. Przez bramę wchodzimy na teren ogromnego, 156 hektarowego, parku krajobrazowego, otaczającego zamek. Pachnie skoszoną trawą. Idziemy alejką parkową, od strony północnej.



Zamek ukazuje nam się między drzewami, oświetlony słońcem, podchodzimy do niego z boku, więc nie robi wrażenia, że jest tak duży. Za to w oczy rzucają się nienaturalnie wielkie 'wazy' na murach otaczających tarasy.

Stojąc na tarasie przy wejściu do zamku z zachwytem obserwuję park, trawniki w dalszym i bliższym planie, drzewa, ścieżki i stawy.

Historia zamku w Pszczynie sięga XV wieku. Obecny kształt i formę zawdzięcza przebudowie z lat 1870-1876. Wówczas powstały mury obecnych tarasów, które zakryły parter budynku oraz reprezentacyjna, dwukondygnacyjna jadalnia. Obecnie to sala koncertowa.

Ostatnimi właścicielami zamku była bogata niemiecka rodzina Hochbergów. To ci sami potentaci, którzy rezydowali na zamku Książ.



Bolesławiec Grodziec Kliczków - fajans i inne skarby


Kliczków

Wracamy po raz kolejny na Dolny Śląsk. Przełom lata i jesieni jest wspaniałym okresem na zwiedzanie Dolnego Śląska. Nadal jest tu ciepło, a już zaczyna się bogactwo Borów Dolnośląskich. Bo jeśli nie wiecie, są tu duże i przebogate kompleksy leśne. Jadąc do Kliczkowa drogą z Żagania w zasadzie nie wyjeżdżaliśmy ani na chwilę z lasu.
Zatrzymaliśmy się na nocleg w Kliczkowie. Dawny zamek jest obecnie hotelem.  Pięknie odrestaurowana bryła zamku, zadbane pozostałości parku i funkcjonalne wnętrza. Dawna stylowa ujeżdżalnia mieści obecnie basen. Wozownia to teraz kawiarnia i recepcja hotelu.
W parku można zobaczyć pozostałości cmentarza dla koni. Jeden z dawnych właścicieli zamku był miłośnikiem tych zwierząt i darzył je chyba wyjątkowym uczuciem, skoro kazał wykuwać dla nich nagrobki. Płyty zostały uszkodzone prawdopodobnie przez żołnierzy, którzy traktowali je jak tarcze strzelnicze.
Trudno uwierzyć, że w latach 80-tych dwudziestego wieku była to w zasadzie ruina. Po wojnie mieściły się tu głównie koszary i ośrodki wczasowe. Obecnie jest tu również miejsce szkoleń i konferencji. Dziwnie ponadczasowo brzmią napisy nad wejściem, mimo że pochodzą z czasów socjalizmu:
„Stawajcie do współzawodnictwa w pracy. Powiększajcie wydajność pracy i płacy”
„Ciemnota jest największym sprzymierzeńcem reakcji i najgorszym wrogiem postępu i wolności”
„Przez pracę do dobrobytu”
Zmienił się język sloganów, ale treść pozostaje ta sama.
Obok zamku mieści się Folwark. To też hotel z restauracją. Polecam kluski i pierogi w restauracji. Są rewelacyjne!
Przez miejscowość Kliczków przepływa Kwisa, po której można spływać kajakami lub pontonami. W Kliczkowie rzeka przepływa w głębokim, zalesionym wąwozie, na stokach którego widzieliśmy pasące się sarny. Epicko!
Bolesławiec - Rynek

Dwadzieścia kilometrów od Kliczkowa jest Bolesławiec. Miasto doskonale znane w Polsce i na świecie z ceramiki. Trudno tego nie zauważyć wjeżdżając do miasta – na rondach i skrzyżowaniach stoją ogromne dzbanki i filiżanki pomalowane w charakterystyczne, niebieskie wzory.
Polecam najpierw odwiedzić bolesławiecki rynek – jest pięknie odrestaurowany. Wygląda trochę jak Jiczyn z bajki o Rumcajsie. Miło jest usiąść w jednym z kawiarnianych ogródków i delektować się widokiem. Na rynku polecam zajrzeć do  informacji turystycznej; wyjątkowo bogato zaopatrzona w mapy i foldery nie tylko tych okolic, ale w zasadzie całego Dolnego Śląska. Otrzymaliśmy tam żetony do Manufaktury Bolesławieckiej czyli do jednego z zakładów ceramicznych.
Dostaliśmy także  szczegółową mapę starej części miasta, z dokładnym opisem każdego ważnego budynku i budowli. Akurat na przyjemny spacer i odwiedzenie kilku punktów. Zwłaszcza muzeum ceramiki (uwaga - nieczynne w poniedziałki).