środa, 5 lutego 2014

Majorka – Lluc – Sa Colobra - zatoka piratów

LLuc to miejsce kultu Maryjnego , leżące w górach Sierra de Tramuntana. Bardzo przyjemne miejsce, żeby z punktu widokowego leżącego powyżej zabudowań klasztornych podziwiać górzysty krajobraz Majorki. Na wzgórze prowadzą kamienne schody , przy których stoją rzeźby drogi krzyżowej. Z Lluc zaczyna się szlak wąwozem , który ma swoje ujście nad morzem w Sa Colobrze.
        My wchodzimy tylko na górę, podziwiamy widok na góry i położone poniżej w głębi wyspy gaje oliwne. Dla chętnych – można zwiedzić muzeum przyklasztorne i odwiedzić kościół. My tradycyjnie pijemy espresso w kawiarence na dziedzińcu klasztoru i ruszamy dalej w głąb Sierra de Traumantana.

Sa Colobra to kolejny punkt naszej wycieczki. Dojazd do tej, położonej w głębokiej górskiej zatoce , miejscowości jest dość karkołomny.   Sądzę, że te serpentyny podziwialiśmy na reklamach niejednego samochodu. Jest niebezpiecznie i pięknie. Wysokie, białawe szczyty kontrastują z granatem morza. I do tego wijąca się, znikająca , przeplatająca i wyłaniająca zupełnie niespodziewanie wstążka asfaltu, który sprowadza nas nad samo morze.
Można dopłynąc tutaj statkiem wycieczkowym z Soller. Do niedawna był to jedyny sposób na odwiedzenie tego miejsca.   Mówią, że to niedostępne od strony lądu i trudno dostępne od morza miejsce było kiedyś  kryjówką piratów. W jaskiniach, od których roi się wąwóz, uchodzący do  zatoki, mogli ukrywać swoje łupy i skarby.



Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy na nabrzeże. Fale biją o kamienie poniżej. Schodzimy na sam brzeg i chłodzimy stopy w zimnej wodzie. Sa Colobra to mała górska miejscowość, z dosłownie kilkoma kamiennymi domkami i bistrami. Brzeg został obudowany i wyłozony kamieniem, stworzyło to mała promenadę, która prowadzi do górskiego wąwozu. Zanim tam dojdziemy musimy przejść przez wydrążony w skale tunel . Wchodzimy z ocienionej owiewanej morską bryzą strony, a wychodzimy na osłoniętą skalnymi ścianami plaże.

Wrażenie jest niesamowite, jest cicho , doskonale słychać głosy krążącego tu ptactwa, a jednocześnie cały czas dochodzi nas dźwięk fal, rozbijających się o skały. Na piaszczysto- kamienistym dnie wąwozu rozłożyli się turyści. Jedni się opalają. Inni brodzą w słodkiej wodzie oddzielonych od siebie zatoczek, strasząc ławice rybek. My też rozkładamy się na drobnych kamykach. Jest naprawdę błogo. Ciekawość nie daje mi spokoju – skąd ten dziwny dźwięk fal. Podchodzę do wąskiego przesmyku jakim wąwóz łączy się morzem. Fale wściekle biją o ściany , załamują się i kłębią w wyżłobionym u podnóży skał kanale. Od strony morza zatoka stopniowo się zwęża i kończy wąskim gardłem ujścia wąwozu do morza. Kolor wody w oddali granatowy, im bliżej brzegu staje się turkusowy, a na końcu zupełnie biały.
Kazde mocniejsze uderzenie fali w połączeniu z silnym wiatrem powoduje prysznic z morskiej wody dla ciekawskich. Tutaj jest chłodno, przyjemnie. Już kilka kroków w głób doliny powoduje, że robi się cicho, bezwietrznie, upalnie. Dźwięk ludzkich głosów jest stłumiony. Bardziej słychać pokrzykiwania mew, krążących wysoko nad naszymi głowami.

Idziemy na spacer w głąb wąwozu. Na początku szary i szeroki amfiteatr zaczyna się szybko zwężać. Kolory ścian przechodzą w żółty i bordowy. Są fantazyjnie poszarpane i podziurawione. Układ otworów w jednym miejscu przywodzi na myśl ludzką twarz.



Pojawia się niska, wysuszona roślinność – krzewy i sztywne wysokie trawy. Nagle poruszenie w krzakach – wyłania się z nich rogaty kozioł górskiej kozy. Słychać jego partnerkę, ale ona skutecznie chowa się w plątaninie krzewów. Po chwili samiec także znika nam z oczu. Idziemy jeszcze kawałek w górę rzeki. Teren robi się coraz bardziej kamienisty. Wracamy na plaże , a potem do miejscowości.
       W jednej z restauracji jemy obiad – pyszne danie z ryb. I krętą drogą wydostajemy się z doliny i wracamy do hotelu.
       Codziennie staramy się spędzać chociaż kilka chwil na spacerze na plaży lub w jaccuzi ;)

Brak komentarzy: