piątek, 7 lutego 2014

Majorka - Palma de Mallorca, pokaz delfinów


Ostatni dzień na Majorce zaczął się pięknie. Postanowiliśmy zobaczyć Palmę, chociaż nie przepadamy za chodzeniem po miastach, dużych miastach. Ulice nie wyglądały tak, jak w dniu przylotu – duży ruch taki sam jak w każdym innym dużym europejskim mieście. Niezawodny był parking podziemny naprzeciw katedry-tutaj były wolne miejsca. Promenada i okolice katedry także się zmieniły – wszędzie tłumy ludzi i przebierańców, z którymi można zrobić sobie zdjęcie za kilka euro.

Przespacerowaliśmy się wokół katedry i zamku królewskiego. Okazało się, że rodzina królewska jest na miejscu, więc ilość straży zwiększono. Chcąc uniknąć tłumów poszliśmy na spacer wąskimi uliczkami. Trafiliśmy w okolice arabskich łaźni i wróciliśmy na nabrzeże. Wróciliśmy na główna ulicę i postanowiliśmy usiąść na kawę w ogórku pod platanami. Kawiarenki, ogródki, place i nabrzeża wręcz zapraszają do posiedzenia i delektowania się , jeśli nie kawą to na pewno widokiem wokół. Niespieszny ruch pieszy, niewielu gości powodował, że kelnerzy i właściciele knajpek stali i rozmawiali. Głównie o piłce nożnej. Nie znam hiszpańskiego, ale nazwy Real, Barcelona i Ronaldo zna każdy. Uroczo i miło, ale pogoda zaczyna się psuć.

W drodze powrotnej wstępujemy do Marinellalnd. Nie polecam tej atrakcji. Jest to niewielkie miejsce, z kilkoma wybiegami i akwariami z rybkami i pingwinami oraz kilkoma klatkami z ptakami. Właściciele chyba chcieli zrobić coś podobnego jak Loro Park na Teneryfie, ale zabrakło im rozmachu.
Czekając od pokazu papug do pokazu delfinów 1,5 godziny wynudziliśmy się. Pokaz lwów morskich i delfinów zrekompensował nam to. Bawiliśmy się świetnie.



Jednak temperatura zaczęła spadać ; znad gór zaczęły opadać deszczowe chmury. Gdy wracaliśmy do hotelu popołudniu po słońcu nie było śladu. Poszliśmy na spacer w poszukiwaniu … pomarańczy. Trafiliśmy do supermarketu, gdzie zachwyciło mnie … stoisko rybne oraz owoce morza. Ogromne, kolorowe i pachnące morzem. W lodzie piętrzyły się srebrne ryby, różowe krewetki, białe kalmary, stosy małż i ślimaków. Przypomniały mi się przepisy na potrawy kuchni śródziemnomorskiej. Tutaj nie byłoby problemu ze składnikami do tych dań.

Wróciliśmy do hotelu ok. 19 , deszcz zaczął już padać. Po chwili rozpętała się ulewa i nie zelżała aż do naszego wylotu następnego dnia o 7. Musieliśmy wyjechać wcześniej, bo trzeba uwzględnić czas na zwrot wypożyczonego samochodu. To bardzo wygodne – przylatujesz, bierzesz samochód, Po tygodniu oddajesz - wsiadasz w samolot i do domu.
         Na lotnisku w Palmie skrupulatnie sprawdzano, czy wymiary bagażu pasują do wymaganych gabarytów i mieszczą się w metalowej klatce przy stoisku Ryanair. Było nawet zabawnie. Niektórym przybyło nagle kilka kilogramów w pasie, inni natomiast nagle gwałtownie zmarzli i zakładali na siebie co tam w walizkach nadprogramowego mieli. Pod tym względem na Ławicy panowała zupełna beztroska.
            Skończył się nasz tygodniowy pobyt na Majorce. Przed sezonem to bardzo fajne miejsce, przyjazne cenowo, niezbyt głośne i niezatłoczone.
Migawki z Majorki

Brak komentarzy: