Nowy Dwór Gdański |
Gdzie pojechać tanio? Gdzie odpocząć i się nie nudzić? Gdzie pojechać na długi weekend ? Gdzie spędzić majówkę? Znajdziesz tutaj inspirację . Więc czytaj, a potem pakuj się i ruszaj w podróż!
środa, 16 września 2015
Żuławy - Menonici i wodny raj
Wracam na moje ulubione Żuławy. Widzę, jak się zmieniają, jak stają się popularniejsze, ale nadal nie zadeptała ich masowa turystyka autokarowa. Mimo, że kocham ich ciszę i spokój , będę namawiać do odwiedzenia tego zakątka :-)
Tym razem z perspektywy wodno-historycznej. Żuławy to przede wszystkim woda i łąki. Teren nizinny, a nawet depresja, podobny krajobraz do holenderskiego. I tu dochodzę do mennonitów - uchodźców religijnych z Holandii, którzy znaleźli swoje miejsce w XVI-wiecznej tolerancyjnej, wielokulturowej Polsce. Ich cztero wiekowa działalność na Żuławach widać do dziś. Udało im się osuszyć znaczne tereny delty Wisły. Nadal budzą ciekawość pozostałości techniki, której używali - wiatraki do osuszania i przepompowywania wody, kanały, śluzy, pompy, mosty obrotowe. Monnonici uciekli stąd w 1945 roku przed nadciągającą Armią Czerwoną. Nie da się ukryć, że przez podobieństwo języka niderlandzkiego i niemieckiego szybko ulegli zniemczeniu, a także uwierzyli w propagandę hitlerowską mimo, że sami byli pacyfistami. Podczas wycofywania się Niemców z tych terenów w 1945 r wszystkie urządzenia osuszające oraz wały przeciwpowodziowe zostały zniszczone, a teren zalany. W ciągu pięciu lat odbudowano system odwadniający i osuszono teren.
niedziela, 10 maja 2015
Girona – festiwal kwiatów
Gironę zostawiliśmy sobie na dzień wylotu. To była niedziela,
więc założyliśmy że będzie raczej spokojnie przynajmniej rano. I rzeczywiście,
gdy dotarliśmy do miasta ok 10 był cicho i spokojnie.
Zwróciliśmy uwagę na ogromne kwiat i motyle w rzece i na
rzecznych wysepkach, ale specjalnie nas to nie zaskoczyło. Bardziej skupiliśmy
się na charakterystyczne kolorowe kamieniczki, przyklejone do brzegów rzeki,
które są wizytówką Girony.
Ruszyliśmy główną ulicą wzdłuż rzeki i po chwili daliśmy się
wciągnąć. Zdobne latarnie, kamienice, podcienia, podwórka studnie
…
Im bliżej podchodziliśmy do katedry tym tłum gęstniał. W
końcu zorientowaliśmy się, że trwa jakiś festiwal. Ktoś wcisnął nam w ręce
ulotki i mapkę i wepchnął do ciasnego przejścia w starym pałacu. Znaleźliśmy się
w plątaninie przejść i korytarzy, uliczek i podwórek.
Na każdym kroku, w każdym zaułku,
Sali wystawowej, tarasie napotykaliśmy kolorowe instalacje z
żywych lub papierowych czy plastikowych kwiatów. Niesieni przez tłum
zagłębialiśmy się w starówkę, gubiliśmy się i znajdowaliśmy, przechodziliśmy
przez wnętrza muzeów, piwnice,
Korytarze, ciemne pomieszczenia i otwarte tarasy. Aż na końcu
wynurzyliśmy się z tej plątaniny na szczycie schodów katedry, z widokiem na
ośnieżone Pireneje w oddali i kobierce kwiatów u stóp.
Tłum gęstniał, dzwony
biły, grała muzyka, ludzie
pokrzykiwali , przygotowując się do występów. Po dobrej chwili
udało nam się wyrwać z tego korowodu i okazało się, że wróciliśmy w miejsce , z
którego zaczęliśmy ten dziwaczny spacer.
To było niezwykłe przeżycie. Święto kwiatów w Gironie w
maju.
środa, 6 maja 2015
Uliczki znam w Barcelonie
Do Barcelony dojeżdżamy
z Blanes pociągiem podmiejskim. Trasa wiedzie brzegiem morza. Po drodze dopada
nas dziwna mgła, wszystko staje się szare i brzydkie. Trwa to na szczęście
krótko i na Plac Kataloński wysiadamy w pełnym słońcu, a temperatura wynosi 24
stopnie mimo porannej godziny. Zgodnie z planem na dziś idziemy Passaige de
Gracia i podziwiamy po kolei budynki zaprojektowana prze Gaudiego, prze uczniów
Gaudiego lub prze jego konkurentów. Po kolei to Casa Batlo, Casa
de Libro, Casa
Mila i Casa Blanca. Na zdjęciach kolory tych budynków są bardziej wyraziste, w
rzeczywistości mimo niezwykłych brył jednak wtapiają się w zabudowę ulicy. Nie
możemy oprzeć się pokusie wypicia esspresso w jednej z kawiarenek przy ulicy.
Siadamy przy maleńkich stolikach na skraju chodnika i delektujemy się kawa i
ciastkiem.
Spacerem w krótkim
czasie docieramy do Park Guell. Patrząc na mapę Barcelony nie sądziliśmy , że to
sa tak niewielkie odległości. Bilet do Parku kupuje się na określoną godzinę.
Czekając na wejście zwiedzamy otwartą część parku , z charakterystycznymi
smoczymi elementami. W parku rozłożyło się kilku nielegalnych handlarzy
pamiątek, którzy co rusz zrywają się i uciekają przed kręcącymi się strażnikami.
W Parku Guell jest kilka bramek , przez które można wejść na teren z najbardziej
reprezentacyjnymi budowlami. Wszystko jest urocze kolorowe, wręcz
bajkowe.
Siedzimy na placu,
otoczonym ogromną stumetrową ławką, wyłożona mozaiką, podziwiamy panoramę
miasta, gdy zrywa się najpierw silny wiatr. Po chwili obserwujemy jak znad morza
wpełza do miasta szarość, obejmuje wszystko morze, ulice, budynki, niebo,
Sagrada Familla, wkrótce dotrze do nas. Schodzimy z tarasu obok fontanny z
kolorową jaszczurką i opuszczamy Park Guell idziemy do centrum
miasta.
Zanim dotrzemy, w 20
minut, pod bryłę Sagrada Familia wyjdzie słońce. Widok katedry wg projektu
Gaudiego powala. Jest monumentalna, piękna i przerażająca. Patrząc na mocowane
właśnie szczyty wież od strony Nadziei mam nieodparte wrażenie, że Gaudii zakpił
z kościelnych decydentów. Jedną wieżę zwieńcza kogucia głowa, inną patera z
owocami, zwisają z niej winogrona. Wszystko to jest kolorowe i błyszczy w
słońcu. Kolorowe Jarmarki. Strona Piekielna jest za to przygnębiająca, fasada
wygląda jak rozpuszczający się w słońcu , lejący beton. Tłumy ludzi kłębią się
wokół.
Z boku kościoła mieści
się sklep firmowy FCB, więc wchodzimy. Ceny porażają ! Za to można sobie
pooglądać trofea i gadżety.
I tu przechodzimy do
drugiego dnia w Barcelonie . Przyjeżdżamy na stację Hospitalet. Zaczynamy od
spaceru na stadion Camp Nou.
niedziela, 3 maja 2015
Costa Brava nie musi być nudna
Lloret de Mar może spokojnie przetłumaczyć na nasze –
Imprezownia. Zdecydowanie miejsce hot , kolor czerwony na mapie. Miasto z
dogodnym dojazdem autobusowym z Girony czy Barcelony i z ogromną bazą noclegową. Wjeżdżając do LLoret
mijamy salony samochodowe, centra handlowe i osiedla bloków.
Wzdłuż nadmorskiej promenady ciągną się również rzędy
wysokich budynków. W nich hotele, dyskoteki, restauracje i sklepy. Na ulicach
tłumy młodych ludzi, zabawa trwa tu całą dobę.
Akurat trwa prezentacja pojazdów Formuły 1 oraz wielu
luksusowych marek typu Lamborgini czy Ferrari. W jakakolwiek uliczkę w głąb
wejdziecie będzie to ciąg handlowo-gastronomiczny.
Co jest stylowego, hiszpańskiego, w LLoret ?
Charakterystyczny prywatny zameczek nad morzem i ciągnąca się wzdłuż wybrzeża
droga spacerowa, przyklejona do klifowego brzegu.
Można pójść na przyjemny spacer z widokiem na morze i kilka
ukrytych przed zgiełkiem rezydencji.
Dalej przechodzimy obok dział broniących murów XII wiecznych
fortyfikacji. Po murach obronnych chodzi się wygodnie i względnie bezpiecznie
.
W maju w Tossie jest w zasadzie pusto. Przy dużej
piaszczystej plaży, położonej w turkusowej zatoce, mieszczą się restauracje i
kawiarnie. Jest bardzo klimatycznie i spokojnie.
Trudno uwierzyć, że kilka kilometrów stąd jest hałaśliwe
Lloeret. Tossa to numer jeden na spokojny pobyt, ale ze względu na swoją
wyjątkowość ceny są wyższe niż w LLoret czy Blanes.
Blanes |
Ogród Marimutra |
W Balnes urzekły mnie dwa miejsca, poza piaszczystą szeroką
plażą; Ogród Botaniczny Marimutra , z uroczymi budowlami ogrodowymi,, pachnącymi
ukwieconymi tarasami i widokiem z klifu na morze
Oraz codzienny targ w uliczce przy plaży. Piętrzące się
kolorowe owoce i warzywa nie pozwalały przejść obojętnie. Ileż tam zjadłam
pomarańczy, brzoskwiń, truskawek, arbuzów , śliwek, papryki ,
pomidorów!
Ceny w Blanes w porównaniu do Tossy bardziej atrakcyjne, ale
np. pamiątki warto kupować w LLoret. Ze względu na ilość sklepów i sklepików
ceny są tam zdecydowanie najniższe. I największy wybór najróżniejszego wakacyjnego ... kiczu .
niedziela, 9 listopada 2014
Inowrocław - tężnie po raz pierwszy
I jeszcze jedno miasto na niedzielny wypad - Inowrocław. Można połaczyć wypad do Bydgoszczy czy Torunia z wizytą w tężniach inowrocławskich. My pojechaliśmy jak zwykle na niedzielną kawe i spacer. Kierowalismy się znakami 'Inowrocław Uzdrowisko' i trafilismy prosto do spokojnej i uroczej części miasta. W jendej z uliczek zostawilismy samochód i ruszylismy w kierunku tężni.
Droga wiedzie przez Park Zdrojowy. Mijamy budynki uzdrowiska z historią sięgającą 1876 rku, kawiarenki i otacza nas błogi spokój . Ruch zaczyna się dopiero w okolicach stawu tuż przed solankowmi tężniami.
Tężnie inowrcoławskie zostały oddane do użytku w 2001 roku. To jeden zniewielu takich obiektów w Europie. Mają 9 metrów wysokości i 320 metrów długości. Składają się z dwóch wieloboków połaczonych ze sobą. Na górze znajduje się na całej długości taras, z którego oczywiście korzystamy. Zasada działania tężni jest prosta ; na gałęzie tarniny od góry pompowana jest solanka, która swobodnie opadając odparowuje, tworząc wokół aerozol. Powietrze wokół tężni ma specyficzny, trochę morski zapach. Nie wiem czy dzieki działaniu solanki, czy po prostu spokój tego miejsca, można się tutaj odprężyć.
Teściowa |
Na kawę udajemy się do nowego, oddanego w 2013 roku do użytku Domu Zdrojowego i Palmiarni. Obiekt jest bardzo nowoczesny. Wstęp do Domu Zdrojowego jest darmowy, do palmiarni dodatkowo płatny. Na ławeczce przy fontannie siedzi starsza pani , to pomnik ... teściowej. Towarzyszy jesj złośliwy piesek i oczywiście turyści , każdy chce mieś zdjęcie z milczącą teściową :-)
środa, 5 listopada 2014
Bydgoszcz - miasto na wodzie
Wracam do cyklu weekendowych wypadów w niedaleką okolicę. Niedaleko od Wielkopolski są Kujawy. Dzisiaj zapraszam na kawę do Bydgoszczy.Wielokrotnie przejeżdżałam przez to miasto w drodze nad morze. Postanowiłam w końcu je zobaczyć. To miasto, które , tak jak Toruń, świetnie wykorzystuje pieniadze z EU. Na rewitalizację starego miasta, a w zasadzie jego wodnej części, władze mają doskonały pomysł.
Zostawiamy samochód nad brzegiem Brdy, dosłownie obok mostu Sulimy - Kamińskiego. Pierwsze co przyciągnie naszą uwagę to oczywiście linoskoczek wysoko nad nurtem rzeki.
To centrum miasta, wierzcie mi ! |
Wracamy kawałek po śladach i idziemy w kierunku Wyspy Młyńskiej. Tu to już czyste fajerwerki wrażeń. Wszędzie płynie z wiekszym lub mniejszym szumem woda.
wtorek, 14 października 2014
Ślęża - Śląski Olimp na weekend
Ślężą to bardzo charakterytyczna górą, która przyciąga mój wzrok za każdym razem gdy znajduję się w okolicach Wrocławia. Samotny, rozległy stożek góruje nad Równiną Śląską. Góra ta była miejscem kultu słońca już za czasów neolitycznych. Oznaką tego są pochodzące z 700 do 400 lat p.n.e. kamienne rzeźby - Niedźwiedż, Panna z rybą, Grzyb. Postanawiamy pojechać tam na weekend. Nocujemy w Domu Turysty "Pod Wieżycą', do którego dojeżdżamy samochodem.
Pogoda jest taka sobie. Pochmurno i wilgotno, po przejściu obfitych opadów deszczu. Mimo, że na szlaku błoto, ruszamy żółtym szlakiem na szczyt Wieżycy. Dochodzimy do masywnej wieży widokowej zbudowanej w latach 1905-1907. W zamglonym lesie dębowym kamienna wieża robi ponure wrażenie. Poniżej szczytu Wieżycy są relikty kamiennego wału kultowego.
Idziemy dalej , pogoda się poprawia i już w całkiem ładnej pogodzie dochodzimy do szczytu Ślęży. Rozległy teren zajmuje obecnie , górujący nad wszystkim przekaźnik TV, budynek Domu Turysty, kamienny kościół oraz wieża widokowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)