W
Austrii nikt nie może być pokrzywdzony. W góry można wjechać górską taksówką,
jeśli nie masz sił. Możesz skorzystać z kolejki, gdy nie masz
czasu. Możesz
pójść na plac zabaw i kąpielisko , gdy masz dzieci. A gdy masz samochód, z
którego nie chcesz wysiadać – jedziesz na
Glosglockner AlpenStrasse.
Wjazd
na tę drogę jest bardzo dobrze oznakowany. Na
bramce opłat dostaliśmy mapkę i opis po polsku, opłata 30URO normalna cena 34
EURO. Ostatnia stacja benzynowa jest sporo przed bramkami.
No i zaczyna się. Na początek jest dość stromo i długo pod górę. W zasadzie ten początkowy odcinek jest najgorszy i podczas wjazdu i , nawet bardziej, podczas zjazdu.
Na trasie jest spory ruch, ale bez szaleństwa. Jest bardzo dużo miejsc do zatrzymania się i 12 miejsc z dużym parkingiem, niektóre z nich z toaletami lub restauracjami.
Widoki – piękne! Droga nie jest jednak jednostajnym podjazdem na 2480 metrów do Grossglockner i lodowca Pasterze. Najpierw podjeżdża się na 2480 i to jest ten karkołomny zjazd/wjazd. Później jest znów w dół, przejazd na południową stronę pasma górskiego i wjazd pod górę, już z widokiem na szczyt Grossglocknera. Na końcu czeka nas niespodzianka – 3 piętrowy parking. Darmowy oczywiście.
Zostawiamy samochód i idziemy podziwiać widoki. Ludzi sporo. Jest duży sklep z pamiątkami. Ceny są
tam przystępne. Np. dzwonki i niektóre koszulki były tam sporo tańsze niż na dole.
Tymczasem rozkoszujemy się widokiem i świstakami. Maluchy chodzą sobie po stoku poniżej tarasu widokowego i niewiele sobie z ludzi robią. Zjadają rzucane im kąski.
Nie mieliśmy w planach schodzenia na lodowiec, ale widok jest tak pociągający, że po chwili wahania idziemy na dół. Dzięki karcie za 10 EURO rodzinnie zjeżdżamy na dół. To dopiero mały, ale najbardziej stromy, fragment zejścia na lodowiec.