Oryginalny wystrój tawerny |
Kreta zachodnia jest mniej wyeksploatowana turystycznie od wschodniej. Przewazają tu pensjonaty nad hotelami, sporo tu wolnej przestrzeni. No i są tu góry Lefka Ori.
Wypożyczylismy sobie samochód i pojechaliąmy na południe, na plażę Elafonisi. Po drodze odwiedzilismy grotę św Zofii. Mozna sobie w niej pochodzic, porozglądać się, zrobić zdjęcia. Jadąc dalej pomyliliśmy drogi. Wylądowaliśmy w cichej , małej miejscowości, gdzie budziliśmy
Potem wstąpiliśmy do klasztoru Chrysoskalitissa -- pięknie położony. Kolejne miejsce, które można bezkarnie samodzielnie zwiedzic. Apotem już wprost do Morza Libijskiego.
Morze Libijskie |
Woda, w płytkich zatoczkach jest ciepła, za to w Morzu Libijskim zimna i krystalicznie czysta. Wiał potężny wiatr, który toczył całkiem spore fale, odbijające się w pewnej odległości od piaszczystej plaży.
Spędziliśmy tam dużo czasu, kapiąc się i spacerując. Można polatać na spadochronie ciąfnionym za łóką, a w tym wietrze bło to na pewno spore wyzwanie.
Następnego dnia popłynęlismy z Kolymnparii na Balos. To odludny półwysep z pięknymi plażami . Dotrzeć tam mozna w zasadzie tylko statkiem. Droga, wiodąca stromym stokiem wysokich wzgórz, jest szutrowa i bardzo trudna.
Balos-do taverny przez 3 płycizny |
Gdy już wylądowalismy na plaży po zejściu ze statku jedni zalegli pod przywiezionymi ze sobą parasolami, inni poszli pływać i nurkować w zielonkawej krystalicznej wodzie. Jeszcze inni udali się do taverny, zagubionionej na tym pustkowiu.
Balos |
Ja poszłam w górę zbocza, na którym wypatrzyłam maleńką kamienną chatkę. Szłam po wąziutkiej, wydeptanej chyba przez kozy ścieżce. W nogi kłuły mnie wyschnięte niskie kepy roślin. Zapach tymianku i oregano był odurzający. Droga okazała się całkiem długa i męcząca. Na ściezce natknęłam się na wyschnite kozie truchło. W końcu docieram do domku, jakby kapliczki. Stoją tu prowizoryczne ławki pod zrobionym z winogron baldachimem.
Siadam sobie w cieniu, a widok mam na zatokę z kilkoma stateczkami i łodkami, jakby przyklejonymi do przezroczystej wody.
Po plażowaniu płyniemy statkiem na wyspę Gramvousa. Z morza wygląda jak gigantyczna słuchawka telefonu, wyspa telefoniczna. Dobywamy reszty sił by w prażacym popołudniowym słońcu, na osłonietym od powiewu wiatru stoku piąc się na szczyt wzgórza, do weneckiej twierdzy.
Widok z twierdzy na Gramvousie na Balos |
Niezapomniany był dla mnie popołudniowy spacer w porcie i starówce Chanii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz