Kolejny
gorący dzień, lekko osłabieni , wybieramy krótki spacer dnem Doliny Wielickiej
do schroniska Śląski Dom. Do schroniska tego biegnie droga jezdna, więc na końcu
nie spotkamy schroniska tylko prawdziwy hotel.

My
jednak ruszamy z Tatrzańskiej Polanki. Samochód można zostawić przy drodze, jest
tam kilka miejsc parkingowych, a jeśli tam zabraknie miejsca, to można poniżej
torów kolejki znaleźć parking przy przystanku autobusu. Ja właśnie tam
zostawiłam samochód i ruszyłam w poszukiwaniu sklepu w górę miejscowości. Mimo,
ze dopiero 9. upał daje się już mocno we znaki, a sklepu… nie ma. Mimo braku
zapasów wody ruszamy na zielony szlak. Szlak przebiega w poprzek serpentyn
asfaltowych. Niestety, stok jest porośnięty niewielkimi drzewkami jarzębiny i
brzozy i krzaczkami. Osłonięci od wiatru ale nie ocienieni pocimy się na
podejściu. Po półgodzinie w końcu dochodzimy do lasu. Bark wody dał już nam się
mocno we znaki , więc z nadzieją słuchamy dochodzącego gdzieś poniżej szumu
wody. Wkrótce dochodzimy do strumienia i wbrew wszelkim zasadom pijemy prosto ze
strumienia.
Po
godzinie dochodzimy do rozstaju szlaków. Od drogi odchodzi szlak żółty i
zielony. Idziemy dalej szlakiem zielonym. Na początku ostrzeżenie – tablica
„Uwaga! Samoistnie łamiące się drzewa. Wchodzisz na własną
odpowiedzialność.”
Trzeba
powiedzieć, że po huraganie z 2004 roku, który zniszczył większość drzewostanu
po słowackiej stronie Tatr, doszła plaga kornika, która dodatkowo uszkodziła już
i tak osłabiony drzewostan. No i idziemy wśród suchych kikutów świerków. Snów
robi się gorąco, ale cały czas towarzyszy nam strumień i liczne źródełka . Nie
męczy nas pragnienie. Po kolejnej godzinie widzimy już otoczenie stawu u końca
Wielickiej Doliny. Wychodzimy na parking przed schroniskiem-hotelem, wieje
wiatr od jeziora. Najpierw idziemy napić się i najeść. Później ruszamy na
ścieżkę w okół jeziora. Mimo pięknej pogody raz po raz słyszę … grzmot. Po
trzecim znad grani wyłania się szara chmura. Zawracamy i nie oglądając się
ruszamy w dół. Przejście przez uschnięty las podczas burzy byłby niebezpieczny,
więc maksymalnie podkręcamy tempo.

Po
1,5 godzinie jesteśmy w samochodzie. Tatry zasnuwają chmury, gdy dojeżdżamy do
Nowej Leśnej zaczyna padać. Wkrótce nadciąga nawałnica z drobnym gradem. Po
polskiej stronie wówczas grad wywołał spore zniszczenia.
Po
przechodzących całą noc nawałnicach pogoda się zmienia. Jest kilkanaście stopni
i lekkie zachmurzenie. Postanawiamy
pojechać do Jaskini Bielskiej. Leży ona na wysokości ok. 890 m n.p.m., to
trzecia największa udostępniona jaskinia w Tatrach Słowackich. Samochód
zostawiamy na parkingu w Tatrzańskiej Kotlinie i podchodzimy pod wejście do
jaskinie. Jest tam już kilkanaście osób, wejścia są mniej więcej co 1,5 godziny.
Żeby filmować czy robić zdjęcia trzeba sobie wykupić bilet. Słowacy dość
skrupulatnie to sprawdzają. Wewnątrz jaskini na pierwszym podeście grupa
dzielona jest na mniejsze ‘grupy językowe’. Przewodnicy mówią po polsku na tyle
by opowiedzieć, ale nie zawsze odpowiedzieć na pytania. Zwiedzanie trwa ok. 70
minut, przechodzi się wewnątrz po 860 stopniach schodów, temperatura stała ok.
6-8 stopni Celsjusza. Szata naciekowa miejscami jest na prawdę imponująca –
kolorowe stalagmity, tworzące ogromne organy zrobiły na mnie
wrażenie.
Ale
przecież na zwiedzaniu jaskini dzień turysty nie może się skończyć! Postanawiamy
nie ruszać samochodu i pójść na spacer do Schroniska Plesavec (Szarlotka) w
Tatrach Bielskich w Dolinie Rakuskiej.
Idziemy
sobie chodnikiem wzdłuż drogi, którą przyjechaliśmy i wkrótce dochodzimy do
zielonego szlaku. To po prostu polna droga, sunąca lekko pod górę, by w końcu
mocno wyrwać w górę . Początkowo chcieliśmy iść żółtym szlakiem , dnem doliny ,
ale rezygnujemy z poszukiwań szlaku i kontynuujemy marsz zielonym szlakiem
poprowadzonym dość wysoko na prawym stoku doliny.
Idziemy
cały czas przez gęsty las, co nie zdarza się tutaj często. Szlak nie wyróżnia
się niczym ciekawym, widoków prawie żadnych. W końcu po 1,5 godzinie dochodzimy
do schronisko. Wbrew oczekiwaniom położone jest wysoko na stoku. Jest niedzielne
popołudnie, turyści którzy spędzili tu weekend zbierają się do drogi. Jemy
pyszną czosnkową zupę i także schodzimy w dół. I tak krótka wycieczka po Tatrach
Bielskich stała się 3-godzinnym spacerem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz