wtorek, 1 lipca 2014

La Gomera - stąd wyruszył Kolumb

Mam szczególny pociąg do odwiedzania wysp. Tworzą niewielką, zamkniętą całośc, z punktu widzenia turysty są do ogarnięcia w krótkim okresie czasu. I każda jest inna.
Gomera to druga od końca pod względem wielkości wyspa w archipelagu Wysp Kanaryjskich. Z Teneryfy dostaniemy się tu w 40 min wodolotem lub 1,5 godziny promem.



Na wycieczkę na Gomerę ruszylismy z piskiem opon sprzed hotelu jeepami. Pogoda piękna, gorąco mimo, że to połowa kwietnia . Rozpoczynają się święta Wielkanocne, na pólnoc wypy, do Los Cristianos przyjechały tłumy Hiszpanów. Stoimy w korku przed przystanią promową, czekamy smażąc się już w krytych plandeką jeepach, mimo, że szczelne one zupełnie nie są. Wyodne takze nie ;)





Jeep i kierowca jeepa z nami
W końcu dostajemy się na prom i po 1,5 godzinie nasze malutkie białe samochodziki wyskakują na ulice San Sebastian, stolicy wyspy. Gnamy, nie zatrzymując się , prosto w góry. A w zasadzie po serpentynach w górę. Słońce i upał, który towarzyszył nam na plazy powoli ustępuje miejsca mgłom, lekkiej mżawce. Robi się chłodno. Pędzimy przez góry zatrzymując się od czasu do czasu by podziwiać plantacje. Bo Gomera nie ma nic wspólnego z turystycznym rajem. To wyspa typowo rolnicza. Stoki pokryte sa rozmieszczonymi tarasowo poletkami bananowców, ziemniaków i wszelkiego innego dobra.
Las laurowy
Kierowca naszego jeepa, Francuz Arno, zawzięcie uczy się polskich słówek, a każdy ostrzejszy zakręt bądź uderzenie lusterkiem w przeszkodę kwituje głośnych 'IIIhhhhaaaa' . Hiszpańska krew w tym Francuziku :)
Gdy docieramy do Parkiu Narodowego Garajonay (Garahonaj) jesteśmy w nisko wiszących chmurach, temperatura spada do 16 stopni, wieje i pada. Całe szczęście my mamy kurtki, bo w samochodzikach jest zimniej niż na dworze. Teraz czujemy ich nieszczelność. W końcu wysuadamy i idziemy na spacer po ogrodzei-parku połączonym z pawilonami, w których można się dowiedzieć wiele o wulkanicznym pochodzeniu wysp. Można zobaczyć co by było, gdyby wulkany postanowiły się przebudzić ...
Co dzielniejsi i mniej zmarznięci idą na spacer po lesie laurowym. We mgle las ten staje się jeszcze bardzie niesamowity i bajkowy. To jedno z nielicznych już stanowisk najstarzszego lasu na Ziemi.


Na ulicah San Sebastian
Nie wytrzymuję tam jednak zbyt długo Wkrótce znów jestesmy w samochodoach i na łeb na szyję ,w ulewie i bez widoczności szutrowymi drogami mkniemy w dół. Nagle wszytskie samochody stają; w małym zagajniku widac jakieś obejście. To plantacja bananowców i restauracja . Karmią nas tam gorącym pieczonym kurczakiem, pozywną zupą z zielonego groszku, na deser oczywiscie kiście winogron i wion. Rozgrzani odrobinę w lepszych humorach wsiadamy do, znienawidzonych juz, samochodów. Gnamy na wybrzeże. Im niżej tym cieplej, a w końcu dojeżdżamy do San Sebastian gdzie świeci piękne słońce, a czarny piasek na plaży parzy stopy.
Idziemy na spacer po mieście, oglądamy dom Kolumba, pomnik Kolumba i wieżę, która pamięta czasy Kolumba. A potem idziemy na lody i wygrzewamy się w słońcu, patrząc na wielkie kolorowe ryby przepływające pod statkami w porcie.
Gomera i San Sebastian



Gomera żegna nas słonecznie i bardzo wietrznie. Park Garajonay pozostanie w mojej pamięci tajemniczym miejscem, osnutym mgłą i duchem legend z nim związanych.

Widok na Teide na Teneryfie

Brak komentarzy: