Tam z resztą mieliśmy być w pierwszej wersji zakwaterowani. Całe szczęście, ze tego nie zrobiliśmy. Coraz bardziej doceniam centralne położenie naszego pensjonatu. Łatwo i bez szwanku dla samochodu można się wydostać i przemieścić między różnymi ciekawymi punktami.
W Maria Alm zatrzymujemy się po to , by dojść do ładnie położonego kamiennego kościółka z najwyższą w Austrii wieżą. Jest potworny upał więc z przyjemnością zanurzam się w ciemnym wnętrzu tego przybytku. Jest niedzielne popołudnie, cisza i spokój. Robimy zdjęcia, ale naszym celem jest Dienten.
Znów
karkołomny wjazd i zjazd. Tam nie ma w zasadzie innych J Dojeżdżamy
do cudownie położonej w regionie Hochkonig miejscowości. Gdyby nie
ten potworny upał! Na wielopoziomowym parkingu przy informacji
turystycznej parkujemy auto i spacerkiem, robiąc wiele zdjęć
idziemy do kolejki krzesełkowej na górę. Wchodzenie w tym upale
nie ma najmniejszego sensu, zwłaszcza gdy widzimy jak stromo zaczyna
się podejście. Za darmola, tzn na kartę wjeżdżamy na górę a
tam widok na Alpy Berchtesgadeńskie, raj dla oka. Oprócz widoków
górskich, mała kapliczka nad stawem i
Zjeżdżamy w dół kolejką pocąc się na nasłonecznionym stoku jak myszy. Czapki i kremy z 50 faktorem bardzo nam pomagają.
Skoro mamy tak dużo czasu jedziemy do kolejnej doliny, w okolice Leogang. Znów korzystamy z kolejki, tym razem kabinowej. Która w dwóch etapach, ale bez przesiadki, wynosi nas na szczyt, który jest sportowym eldorado! Większość wagoników przystosowanych jest do wożenia rowerów. Całe rodziny spotykają się na górze lub w połowie stoku by w szalonej (wg mnie oczywiście) jeździe gnać po wspaniale przygotowanych trasach w dół. Imponujące! Możemy to tylko obserwować i podziwiać. Jest tak niemiłosiernie gorąco, ze marzymy tylko o jeziorze i żeby wróciły te sympatyczne chmury z poprzednich dni J
Dzień kończymy na kąpielisku otwartym w Zell am See.
I kolejnego dnia, zgodnie z oczekiwaniem ,pogoda jest mniej upalna i wracamy w Wysokie Taury. Tym razem jedziemy zobaczyć krainę lodu i śniegu Weissee (białe morze ?). Podjazd przyprawia mnie o mdłości. Na parking dojeżdżą się około 15 km w głąb doliny, przy czym ostatnie 4 km to wspinaczka z 950 m npm na ok. 1400 m npm. A na końcu spotykamy … autobus pocztowy. Zacznę się przyzwyczajać ;)
Nasze karty służą za bilety – wjeżdżamy dwustopniową kolejką do schroniska nad przepięknym mleczno turkusowym stawem. Już nas nie dziwią krowy na tej wysokości ;)
Wbudynku kolejki i schroniska kolejne nowoczesne muzeum. Nie ma osób pilnujących ani niedotykalnych eksponatów. Mnustwo o wysokosci, cisnieniu, florze i faunie. Ja spędzam najwięcej czasu przy planszy, gdzie wybierając elktrownie wodne na terenie Austrii można zobaczyć sposób ich działania. Już wiem, dlaczego woda nie spada w dół z jeziora obok.
A potem idę do ogromnego monitora wbudowanego w stół i mogę oglądać równe miejsca na świecie. Dotykając punkty na mapie wyskakują informacje, zdjęcia. Można je przesuwać, przerzucać dodawać. Taki dmaksi tablet.
Wiadomo gdzie kończymy dzień? W basenie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz