niedziela, 20 lipca 2014

Salzburgerland - Doliny Habachtal i Rauris

Przyjechaliśmy w Alpy nie tylko pozwiedzać, ale i troszkę pochodzić. Wybraliśmy dolinę w okolicach Neuekirche, bo widzieliśmy ją z Wildkogla –Habachtal oraz Rauris, ze względu na dużą ilość atrakcji, którą oferuje w ramach karty salzburskiej.
Ruszamy do doliny Habachtal. Pomysły na wędrówki znalazłam w mapce do wędrówek pieszych dostępnej w IT, za darmo. Podjeżdżamy do miejscowości o tej samej nazwie i suniemy wąziutką drogą w górę, między uroczymi pensjonatami, jak z pocztówek :)
Dojeżdżamy do parkingu, który mieści się na samym końcu wsi. Coś nam tu jednak nie pasuje i orientujemy się, że parking, o który nam chodzi, jest wyżej i prowadzi do niego droga przez mostek w prawo. Zbieramy się i jedziemy. Droga jest jeszcze węższa, dość płaska, wkrótce przechodzi w szutrówkę z małymi miejscami na mijanie się.
Po kilku kilometrach (zaoszczędzonych na podchodzeniu) docieramy do definitywnego krańca i parkingu. Parking jest płatny, 3 EURO za dzień. Jest parkometr (!) i pan pilnujący, u którego można dostać informatory i mapki. Jest też ładna toaleta. Pełna kultura, nikt nie szuka ustronnego miejsca w krzakach.

Podchodzimy do tablicy z mapą doliny i rozłożeniem schronisk po drodze. Są tu trzy hute . Dzięki górskim taksówkom (!) , można sobie skrócićdrogę, podjechać dość wysoko i iść pieszo tylko przez najwyższą częśćdoliny. Jest gorąco, ruszamy szeroką drogą, mozolnie pod górę.Cały czas towarzyszy nam rwący górski potok. Ciszy tu nie ma.
Mijająnas na trasie może 3 busy-taksówki. Podziwiam tych kierowców! Po godzinie mozolnego drapania się pod górę, stale pod górę ,dochodzimy do pierwszego schroniska… . I całe zmęczenie mija. Otwiera się przed nami panorama doliny…




 W zasadzie tu mogłabym skończyć opis ;)


Patrzęna krowy chowające się pod drzewami po przeciwnej stronie potoku i nagle widzę… świstaka. Stoi słupka i tylko ogon od czasu do czasu mu podryguje.
WidzęAlpy, widzę świstaka, możemy wracać do domu ;)
Postanawiamy jednak podejść do kolejnego schroniska. Teraz mijamy na drodze zabudowania gospodarskie, kilka małych chatek i obórek oraz dużąilość ciekawskich krów. Przeważnie od drogi są oddzielone pastuchem. Gdy dochodzimy już do końca tego etapu wędrówki wysoko nad głową słyszę dzwonki. Nie, to niemożliwe! Krowy znajdująsię tuż poniżej grani bardzo, bardzo wysoko w górze. Nie sądzęby trawa była tam lepsza, ale widoki – na pewno :)

Widzę,że dalej i powyżej jest jakiś zbiornik wodny, z którego woda spada potężnymi kaskadami w dół. Mimo upału postanawiam tam podejść.Zajmuje nam to 40 minut. Spotykam tuż przy drodze malutkiego ciekawskiegoświstaka, który szybko chowa się między kamieniami. I gdy wychodzę po stromej drodze na duże wypłaszczenie z kolejnym małym domkiem-schronem mija mnie… ciężarówka-chłodnia z piwem! Mogliśmy się nią zabrać do tego najwyżej położonego schroniska zamiast się pieszo gramolić pod górę :P
Dziecko zostało przy ostatnim schronisku, więc nie przedłużamy pobytu tutaj, tylko pospiesznie schodzimy do niej. A potem już 1.5-godzinna droga w dół. W pierwszym schronisku idziemy na lody ( dla ciekawych cen 4 gałki w pucharku za 3 EURO) i pełni wigoru wracamy do samochodu. A potem - pływalnie!
W ramach karty wiele otwartych i krytych kąpielisk mamy za darmo.

Dolina Rauris
W tej dolinie Rauris mamy do dyspozycji dużo atrakcji. Sam wjazd do doliny jest atrakcją. W Austrii samochód przechodzi testy, zwłaszcza testy hamulców. Wjazd do Rausris jest stromy , dolina w zasadzie jest zamknięta, jej ujście jest wąską skalną gardzielą.Droga poprowadzona jest wysoko nad dnem doliny. Więc najpierw wjeżdżamy serpentynami w górę a potem stromo w dół. Dzień jest przychmurzony, przyjemnie ciepły. Zaczynamy od końca – od wjazdu kolejką na górę. Kolejka jest dwuetapowa. Tutaj kolejki ze stacjami pośrednimi nie wymagają wysiadania i przesiadania się do innego wagonika. Po prostu wagonik przekazywany jest na druga linę i wywozi nas na samą górę. Jest dużo chmur, najlepiej widać mały zbiornik wodny i stada krów.
 Idziemy do małego schroniska, gdzie w ramach biletu na kolejkę, który dostaliśmy na dole na kartę za free wchodzimy na pokaz ptaków drapieżnych. Najpierw je sobie oglądamy w wolierach. Jeden z sokołów jest bardzo towarzyski i gadatliwy. Wkrótce przekonamy się, że są bardzo zaprzyjaźnione z treserem. Pokaz jest intensywny. Na mnie największe wrażenie robi sowa Uhu, ważący ok. 5 kg potężny pięknie upierzony ptak.
 Zjeżdżamy na dół i jedziemy do miasteczka Rauris. Jest po prostu jak z bajki. Równe, tyrolskie domki i kościółek z wysoką wieżą, na tle zielonych stoków. Idziemy sobie tutaj na minigolf, który też mamy w ramach karty. Zajmuje nam sporo czasu, bo niektóre z 18 dołków są bardzo … uciążliwe. O dziwo całkiem dobrze nam idzie z dołkiem, gdzie piłka musi przelecieć przez rurę –armatę. Dzień kończymy oczywiście na basenie

Brak komentarzy: