czwartek, 27 lutego 2014

Rodos - termy Kalithea czyli na planie filmowym

Wypożyczonym samochodem postanowiliśmy zwiedzić miejsca mniej popularne na Rodos. Czy nam się  uda coś takiego znaleźć ?

O termach Kalithea przeczytałam w przewodniku amerykańskiego autora. Pewnie dlatego, że kręcono w nim film Ucieczka na Atenę. Klasyka klasyki. Kompleks jest wciąż w trakcie renowacji. Budynki pochodzenia włoskiego były w stanie zupełnej ruiny. Teraz są odrestaurowywane i zachwycają . Znajdują się

środa, 26 lutego 2014

Symi - wyspa poławiaczy gąbek

        O Symi przeczytaliśmy w przewodniku i nie trzeba nas było zachęcać. Z portu Mandraki o 8 rano wypływa duży prom na Symi. Podróż trwała ok. 2 godzin. Na promie nie czuliśmy kołysania za to bardzo mocno wiało. Po wypłynięciu z portu w Rodos przez dłuższy czas mogliśmy podziwiać górzyste wybrzeże Turcji. Wkrótce nasza uwaga skierowała się na wyspę Symii. Kilka razy wydawało nam się , że w końcu nieprzyjazne wybrzeże zmieni się w sympatyczną gościnną zatokę. Nic z tego. Port, do którego wpływamy mieści się na północy wyspy. Za to widok jest tak niesamowity, że turyści zbierają się do wyjścia na długo przed przycumowaniem do nabrzeża.




























Symi to wyspa poławiaczy gąbek.  Nie ma dostępu do słodkiej wody. Dostarczana jest ona

Lindos – akropol z osiołkami

            Nawet będąc na zorganizowanym wyjeździe z biurem podróży warto wypożyczyć auto lub wsiąść w autobus komunikacji publicznej i poziwedzać na własną rękę.


To jedno z ciekawszych miast Rodos. Miasteczko położone jest nad morzem (a jakże ) i na wzgórzu, na którego szczycie posadowiona jest twierdza . Główną atrakcją jest właśnie ten akropol. Na szczyt wchodzimy pieszo w ok. 10-15 minut , po schodach z kamiennej mozaiki, pośród uliczek zapełnionych sklepikami z pamiątkami i rękodziełem. Atrakcją i ułatwieniem,

piątek, 14 lutego 2014

Kreta - w lipcu przez Samarię

Najważniejsze !
Koniecznie zabierzcie pełne buty, najważniejsze , żeby okrywały palce. Twarda podeszwa mile widziana. Wąwóz jest bardzo kamienisty. Po 14 km marszu  w sandałkach lub tenisówkach ból stóp musi być ogromny.
Punkt drugi - nakrycie głowy. Zacienienie jest niewielkie,a słońce jest tu bezwzględne dla odkrytych głów i ...nosów :) 
I napoje.  Można je w kilku punktach na trasie uzupełnić w ujęciach wody-źródełkach.


Jak wiemy są lepsze miesiące na zwiedzanie basenu Morza Śródziemnego niż lato. A już na pewno są lepsze miesiące na chodzenie tam po górach niż lipiec. Ale co tam! Gdy już zdecydujecie się, będąc na Krecie, na wędrówkę przez Samarię, to na pewno się nie zawiedziecie. Tak naprawdę nie jest to bezpieczne, przekonaliśmy się już podczas dojazdu na start do Xyloskalo - przy drodze znaleźliśmy nieprzytomną kobietę, z butelką wody obok siebie. Kobieta co chwilę traciła świadomość. Odwodnienie spowodowane


piątek, 7 lutego 2014

Majorka - Palma de Mallorca, pokaz delfinów


Ostatni dzień na Majorce zaczął się pięknie. Postanowiliśmy zobaczyć Palmę, chociaż nie przepadamy za chodzeniem po miastach, dużych miastach. Ulice nie wyglądały tak, jak w dniu przylotu – duży ruch taki sam jak w każdym innym dużym europejskim mieście. Niezawodny był parking podziemny naprzeciw katedry-tutaj były wolne miejsca. Promenada i okolice katedry także się zmieniły – wszędzie tłumy ludzi i przebierańców, z którymi można zrobić sobie zdjęcie za kilka euro.

Majorka - Soller

        Hotel w Santa Ponca jest wysokim blokiem. Miejscowość pełna jest takich dużych hoteli , które wyrosły w otoczeniu dużej, nadmorskiej zatoki. Widok z balkonu mamy na morze, oddalone od nas o ok. 300 metrów. Na dziedzińcu hotelu jest basen, oblegany przez angielskich turystów.
My wolimy korzystać z piaszczystej plaży i spacerów brzegiem zatoki.
           I z wycieczek w głąb wyspy. Kolejny dzień to wycieczka do Soller i Porto Soller. Jedziemy w kierunku południowym. Wybieramy przejazd płatnym , 4.kilometrowym , tunelem przez góry. Jest alternatywna droga przez góry, ma kilkanaście kilometrów długości.

czwartek, 6 lutego 2014

Majorka – Alaro – restauracja Es Verger - jagnięcina prosto z pieca

Kolejnego dnia opuszczamy uroczy apartament w hotelu Largo i wracamy na południe. Po drodze mamy w planach odwiedzić miasteczko Alaro, a konkretnie ruiny zamku na szczycie góry nad miastem.
Oraz restaurację Es Ve rger, którą w swoim programie polecał Rick Stein.


Pogoda piękna. W głębi wyspy nie odczuwa się powiewów wiatru, więc jest bardzo ciepło jak na początek kwietnia , ok 25 stopni.

W połowie drogi między Alcudią a Palma de Mallorka odbijamy na zachód. Z autostrady widać charakterystyczne bliźniacze góry, położone po dwóch stronach drogi.
W sennym miasteczku odnajdujemy kierunkowskazy do Castello . Droga z szerokiej asfaltowej ulicy, zaczyna się zwężać do asfaltowej drogi między kamiennymi murami, otaczającymi wiejskie hacjendy. A w końcu lądujemy na szutrówce, która zaczyna piąć się w górę , między drzewkami oliwnymi. W końcu robi się tak nieciekawie, ze postanawiamy zostawić samochód i iść pieszo. Ale wtedy dojeżdżamy do znaku – parking 800 metrów. Patrząc na budynki, gdzieś wysoko nad nami zastanawiam się, czy nie chodzi o 800 metrów w pionie J W każdym razie ruszamy dalej przytulając się autem do ściany wzgórza. Do mijania służą wąskie półeczki albo wydrążone w stoku, albo doklejone do drogi od strony zewnętrznej. Za każdym razem, gdy widzę samochód zbliżający się z przeciwka – truchleję. Jednak kierowcy czekają aż przejedziemy. Tak somo zrobiliśmy jak my zjeżdżaliśmy z góry.

W końcu z dusza na ramieniu lądujemy na parkingu przed restauracją Es Verger. To tak naprawdę stara stodoła lub obora przerobiona na przestronną restauracje. Najpierw jednak chcemy wejść na widoczną przed nami górę i zobaczyć z bliska mury, które majaczą nam teraz gdzieś na szczycie. Najpierw drogą ,a potem po kamiennych schodkach wchodzimy na górę. Zajmuje nam to dobrą godzinę, zanim wylądujemy na dolnym dziedzińcu, a raczej placyku, który pewnie kiedyś był dolnym dziedzińcem zamku. Poza bramą wejściową i pozostałością muru jakiejś baszty nic tu nie ma. Błąd – jest trawiasta łączka i … 300 metrów w dole oliwkowy gaj. A przed nami widok na najwyższe szczyty Majorki. Widok cudowny, spokój i swoboda. Jak sobie ktoś życzy może nawet spaść z tego urwiska, nie ma żadnych rurek, płotków, linek i innych ograniczeń.
Jeszcze 15 minut podejścia i dochodzimy na szczyt. Jest tu mały kościółek i inne zrekonstruowane budynki. Jest też mały barek i dużo miejsca, żeby podziwiać krajobraz Majorki z góry.

W coraz większym upale schodzimy na dół. W planach mamy pyszną jagnięcinę z owiec pasacych się na tym wzgórzu, przygotowaną w tradycyjnym piecu opalanym drewnem. Gdy przekraczamy próg chłodnego budynku od razu otacza nas gwar . Kelnerka wskazuje nam trzy wolne miejsca na końcu długiego stołu. Siadamy, radośnie witani przez grupę niemieckich turystów oraz hiszpańską parę . Uczymy się razem ze wszystkimi nazw hiszpańskich potraw, win oraz placków. Dziewczyna sugeruje nam czego warto spróbować. Nawet mi przypominają się pojedyncze niemieckie słówka i trochę rozumiem o czym rozmawiają przy stole inni.
Danie jest duże i bardzo dobre ! Jagnięcina , chyba przez sposób chowu zwierząt, jest pachnąc ziołami, pyszna, krucha, ciemna w kolorze. Do tego warzywa i czego można chcieć więcej. Jest pora obiadowa więc w restauracji robi się tłoczno. Córka bierze jeszcze jakiś słodki placek z dużą ilością cukru pudru. Wszyscy komentują , czy dobre, czym pachnie i też zamawiają słodycze J

Późnym popołudniem zadowoleni wsiadamy do auta i z górki na pazurki , drogą którą przyjechaliśmy, wracamy do autostrady i jedziemy w kierunku stolicy wyspy.
Nocleg mamy zamówiony w Santa Ponca, mieście turystycznym w pobliżu Palmy de Mallorca.
Migawki z Majorki