Dojazd
do Austrii własnym samochodem zajął nam przeszło 10 godzin. Jechaliśmy przez
Niemcy, autostradami , w niedzielę, więc nie było problemu, raczej pustawo.
Tłum , tłok i korki dopadły nas w okolicach Monachium i opuściliśmy je dopiero w Bad Reichenchal, skręcając na lokalną drogę prowadząca do Zell am See.
Na
pierwszej stacji kupiliśmy winiety, na dwa tygodnie to koszt 20
EURO.
Na
bazę wybraliśmy sobie to miasteczko, ze względu na atrakcję i dostępność.
Nocleg z wyżywieniem, śniadania i tzw. obiadokolacje, wykupiliśmy przez
Neckermana ze względów poza merytorycznych J
Raczej po raz ostatni. Okazało się bowiem, że miejscowość ma z Zell am See
wspólne tylko .. see , a do Zell jakieś 6 km, wokół jeziora. W pensjonacie,
który rzeczywiście leżał nad samiutkim jeziorem, a jadalnia i taras wręcz w
jeziorze, nie znajduje nic godnego polecenia.
Pierwsze
kroki następnego dnia kierujemy do informacji turystycznej i kupujemy kartę
Salzburgerland. To najważniejsza rzecz, którą trzeba nabyć J
Dzięki
niej oszczędzamy sporo Euro na wstępach, wjazdach i wejściach do atrakcji
turystycznych tego regionu. Razem z kartą dostaje się wykaz tych atrakcji,
oczywiście.
W
zależności jak i gdzie macie zamiar spędzić urlop warto zaopatrzyć się
odpowiednią kartę. Swoją ma bowiem region Kaprun/Zell am See, Wysokie Taury,
Salzburg itd.
Informacje
można znaleźć na stronie :
Z
kartą zaczynamy pierwsze zwiedzanie . Pogoda jest specyficzna – temperatura
powyżej 20 stopni, ale chmury wiszą gdzieś w połowie otaczających nasz stoków.
Postanawiamy
odwiedzić najbliższą atrakcję w okolicy – wodospady Sigmund Thun Klamm. w Kaprun. Samochód
zostawiamy przy kasach na darmowym parkingu.
Wejście
za darmo na kartę, cena normalna ok. 4 EURO. Od razu wchodzimy na drewniane
podesty, po których idzie się przez cały wąwóz. To krótki spacer. Woda kotłuje
się pod naszymi nogami, miejscami ścieka po ścianach lub spada drobną mgiełką,
tworzącą filmowy klimat. Na koniec wychodzimy pod wysoką tamą , a powrotem
prowadzi wygodna droga na parking.
W
Kaprun na kartę nic już nas nie czeka. Ta dolina stawia na swoją lokalną kartę,
można nabyć obie, dla chętnych. Wyjeżdżamy na główną drogę kierunku Mitirsill i
w miejscowości Neukirche wjeżdżamy kolejką (za darmo na kartę) na górę Wildkogel. Nie jest to może
bardzo wysoko, ale tutaj pierwszy raz widzimy wysokogórskie krowy Milki. Jak
przekonamy się, są wszędzie, są przeważnie rude i chyba najlepiej czują się w
rejonach, gdzie u nas królują już kozice :)
Poza krowami naszym oczom objawiają się momentami Wysokie Taury, ze swoimi ośnieżonymi, trzytysięcznymi szczytami. Po północnej stronie zaś zielono i porozrzucane poniżej szczytów schroniska. Jest już po 16 , o 16.30 ostatni zjazd w dół, więc po krótkim spacerze wsiadamy do wagonika i zjeżdżamy na dół. Pierwszy rekonesans za nami.
Poza krowami naszym oczom objawiają się momentami Wysokie Taury, ze swoimi ośnieżonymi, trzytysięcznymi szczytami. Po północnej stronie zaś zielono i porozrzucane poniżej szczytów schroniska. Jest już po 16 , o 16.30 ostatni zjazd w dół, więc po krótkim spacerze wsiadamy do wagonika i zjeżdżamy na dół. Pierwszy rekonesans za nami.
Jest też sala przypominająca łąkę, ale z perspektywy konika polnego chyba :) Leżak, na którym wsłuchujesz się w odgłos alpejskiej łąki – bezcenny. A na koniec siadamy w rotundzie na podłodze i zagłębiamy się w otaczający nas, przesuwający się przed oczami górski las.
1 komentarz:
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz