poniedziałek, 9 października 2017

Krynica Zdrój - Jaworzyna i Cerkiew w Powroźniku


Zastanawiałam się, czy opisać ten szlak w okół Krynicy Zdrój. Na Jaworzynę, kto chcę sobie wjedzie, zjedzie i o czym tu mówić. Można tak zrobić, tylko po co skoro w pasmie Jaworzyny Krynickiej jest wiele spacerowych i nie tylko szlaków.
Pierwszy dzień pobytu w Krynicy, upał typowo lipcowy, ale my chcemy się rozruszać po miesiącach pracy za biurkiem. Ruszamy z centrum miasta żółtym szlakiem na Krzyżową. Troszkę szlak się gubi tu i tam, ale w sumie udaje nam się szybko dojść i zejść do Doliny Czarnego Potoku, czyli pod kolejkę na Jaworzynę. I tu mamy jedyną styczność z turystyką masową i niewykwalifikowaną. Jak bardzo niewykwalifikowaną ?
Hmm przed nami na szlaku , chyba przez pomyłkę, bo przecież nikt celowo w taki sposób w góry się nie wybiera, rusza grupa 50+. Mężczyźni mają szorty, koszulki polo i adidasy na nogach, a w ręku… Nie, nie kije tylko puszki z piwem. Kobiety, które przecież razem z domu z tymi panami wychodziły , na nogach mają klapki, a jak, a w ręku torebki lakierowane. W śród nich jest również starsza pani z kijkami, ale są to kule ortopedyczne , a nie kije trekkingowe i po pierwszych kilkudziesięciu metach podejścia pani odpada. Najbardziej zagorzały miłośnik piwa odpada również, pod pretekstem odprowadzenia starszej damy. I to lepiej , bo w tym upale alkoholowe odwodnienie mogłoby dla niego skończyć się źle.

Z Piwnicznej na Radziejową czyli na jagody


ObidzaJest to jeden z najładniejszych widokowo szlaków w Beskidzie Sądeckim. Polecam każdemu. Obecnie można wjechać samochodem na Obidzę i po krótkim spacerze przez hale zobaczyć piękną panoramę Tatr , a bliżej – Pieniny.
Beskid Sądecki nie został jeszcze zniszczony przez kolejki górskie. Niestety, tam gdzie pojawiają się te ułatwienia pojawia się zalew turystów nie szanujących przyrody. Wraz z nimi pojawia się bałagan, hałas, fast food i plastik. Może o tym przy okazji innego spaceru.
My nie idziemy na łatwiznę. Samochód zostawiamy przy hotelu powyżej  Kosarzysk (to najwyżej położona część Piwnicznej) i dalej idziemy pieszo. Do Kosarzysk można dojechać także autobusem.  Może nie jest to rewelacyjny spacer, cały czas pod górę raz drogą asfaltową, raz betonową, ale całkiem przyjemny wysiłek dla nóg.






Dochodzimy po pół godzinie do bacówki na Obidzy. Poniżej schroniska na łące pasą się czarne owce i kuce. Jak okiem sięgnąć ciągną się pasma górskie. Przed nami jednak ciekawszy widok, wystarczy przejść jeszcze kawałek. Ruszamy niebieskim szlakiem na Wielki Rogacz. Ledwie mijamy ostatnie zabudowania przysiółka, a już po lewej stronie mamy panoramę Tatr i Pienin okraszoną dzisiaj biało-sinymi obłokami. Niezmiennie mnie to zachwyca. Na razie szlak biegnie przez halę i jest sympatycznym spacerkiem. Mijamy dwójkę ludzi idących z wiadrami na jagody, a kawałek dalej trójka miejscowej młodzieży znęca się nad rachitycznym drzewkiem jarzębiny próbując na nie wejść.  Trudno zgadywać po co, skoro mamy lipiec i owoców jarzębiny jeszcze nie widać. 

sobota, 7 października 2017

Szlak Beskidu Sądeckiego - Wierchomla-Runek- Hala Łabowska

Wierchomla Mała-Bacówka nad Wierchomlą – Runek-Hala Łabowska – Wierchomla Wielka
Szlak czarny-niebieski-czerwony-żółty- gminny
Widok sprzed Bacówki w ładny dzień
Lubię wyjazdy w góry latem. Wszyscy tłoczą się wówczas na nadbałtyckich plażach, wdychając zapach smażonej pangi udającej dorsza, wsłuchując się w opowieści z sąsiedniego parawanu, gdy tymczasem w Beskidach cisza i spokój. Dodatkowo w górskich hotelach, o  przyzwoitym standardzie, ceny również są zachęcające.
Lipiec w Polsce to okres najbardziej deszczowy i ten lipiec udowodnił nam to dogłębnie. Po dwóch dniach jednostajnej ulewy, zwiedzania basenu hotelowego, saun, jacuzzi i SPA, mam siedzenie na d… serdecznie dość – ruszam w góry! Chociaż te najbliżej położone w okolicy Wierchomli.
Deszcz nie pada, ale chmury wiszą dość nisko. Szans na przejaśnienia nie widać. Samotnie ruszam w góry. Na nogach solidne buciory, w rękach kije, na grzbiecie kurtka przeciw deszczowa. Przechodzę między zabudowaniami wsi, między którymi płynie dzisiaj wartko wzburzony górski strumień. Zza drewnianego płotu góralskiego płotu, nie wychylając łba z budy, szczeka leniwie pies. Pogoda pod psem, nos z budy szkoda wychylać. Rzeczywiście, temperatura jak na lipiec nietypowa – przy każdym oddechu para wydobywa się z ust. We wsi, w lewo, odchodzi szlak czerwony, ale ja idę wyżej. Mijam stację kolejki, akurat jest w konserwacji. Ale ogólnie – jeśli ktoś nie ma sił lub ochoty piąć się czarnym szlakiem, to można sobie wygodnie, na szerokich kanapach, podjechać prawie pod Bacówkę nad Wierchomlą. Ja nie mam takiego planu i napotykam pierwszy problem.
Jak wspomniałam deszcz padał sobie równo przez ostatnie dwa dni, potoki wezbrały, drogi rozmiękły. A w pierwszym etapie szlak przechodzi przez strumień. Nie ma tu kładki, a jeśli jest jakaś wygodna tymczasowo kładziona decha to obecnie jest bezużyteczna i odłożona na bok, na suchszy czas. Stoję trochę bezradna patrząc to na buty to na brudną wodę wartko płynącą w dół  i myślę, czy na tym nie zakończyć mojej dzisiejszej wyprawy. Oglądam się za siebie – pusto, żywego ducha do pomocy. Podchodzę wzdłuż strumienia trochę wyżej, może da się coś wykombinować w innym miejscu. Nic, strumień zdaje się być węższy ale głębszy, żaden pomocny kamień nie wystaje  z wody. No to może trochę niżej ? I tu, za zakrętem rzeczki pojawia się betonowy przepust. Przejście suchą nogą jest możliwe, prowadzi wprawdzie do czyjegoś gospodarstwa, al. przy płocie, nad strumieniem da się wrócić szybko na szlak. Szybciutko, myk myk, unikając gospodarzy i psa przy budzie wracam na czarny szlak. Tylko z tą suchą stopą nie do końca mi wyszło, bo trwa mokra, a grunt rozmiękły po długotrwałych deszczach.

sobota, 30 września 2017

Praga - europejska stolica na jesienny weekend

Czy trzeba kogoś zachęcać do odwiedzenia Pragi? Myślę, że trzeba :) Nie będę Wam opowiadać o zabytkach tego miasta, nie ma potrzeby. Zabieram Was na wieczorny spacer ulicami Pragi .
Z Poznania do Pragi przez Polskę jedziecie się bardzo długo. Z powrotem wybierzemy opcję autostradami niemieckimi. Sorry, takie mamy drogi.
Przez internet zamawiamy nocleg na obrzeżach miasta, koło areny A2. Po zjeździe z  autostrady, od strony Mlada Boleslaw, szybko znajdujemy się pod hostelem. To blok obok fabrycznej hali. Cudów nie ma, ale śniadanie dają pyszne i bardzo urozmaicone, nawet z dwoma rodzajami ciasta :) To jedna zaleta, druga - do metra mamy dosłownie 200 metrów.

A metrem w 10 minut jesteśmy na starówce. I to mnie już zachwyca!

piątek, 22 września 2017

Porto – niebieskie szaleństwo azulejos


Kościół Karmelitów
Jedną z atrakcji Porto, a właściwie całej Portugalii, są budynki ozdobione płytkami azulejos. Nie sposób ich nie zauważyć; słońce odbija się w szkliwionych powierzchniach ceramiki i budynki wydają się wybijać na pierwszy plan.
Zaczynamy znów przed Igreja do Carmo czyli Kościół Karmelitów. Plac, przy którym jest położny, palma, fontanna, stare tramwaje… To jedno z najciekawszych miejsc w Porto. Po przeciwnej stronie placu jest słynna  już księgarnia Lello www.livrarialello.pt Jej wnętrze było podobno inspiracją dla J. Rowling i jej Hogwartu. Oceńcie sami.

Torre des Clerigos

Przechodzimy przez zielony skwerek, w którym rozgościli się przeróżni twórcy i znów jesteśmy przy Torre dos Clerigos – to wieża i kościół barokowy, bardzo charakterystyczne dla Porto. Jest widoczna chyba z każdego miejsca i jest świetnym punktem orientacyjnym. Jest to także punkt widokowy. Wystarczy spojrzeć na wschód i już widać kolejny kościół z fasadą z azulejos. Kolejne pięknie położone miejsce – biegnie do niego dość stroma uliczka, pełna butików z pamiątkami i rękodziełem. Tam kupiłam ciekawe wyroby z korka – torebkę i portfel. 


czwartek, 21 września 2017

PORTO w Porto


Wiecie w jakim momencie w waszej głowie powstaje myśl i pragnienie odwiedzenia jakiegoś miejsca ? Teraz to pewnie często przypadek i informacja o nowym połączeniu lotniczym. We mnie taka myśl powstaje najczęściej pod wpływem obrazka – w pamięci powstaje klisza, która zmusza do osobistej weryfikacji i wypełnienia kadru. Tak było także tym razem.
Obraz przedstawiał widok na most i ujście rzeki Douro w Porto. Na wysokich brzegach widać tarasowo położone winnice, a w dalekim planie – Atlantyk.
A może powód był zupełnie inny? Tylko most się zgadzał, tylko że zobaczyłam go na etykiecie butelki pysznego porto blanco? Zostańmy jednak przy Douro, moście i Atlantyku. Ruszamy.
Lecimy majową nocą na drugi koniec Europy. Lądujemy z godzinnym opóźnieniem . Metro, które może dowieść nas do każdego zakątka miasta, już nie kursuje. Autobusy i owszem, ale rzadko. Nie mamy rozpracowanej tej komunikacji , więc pozostaje taxi. Wyjeżdżając poza granice Polski mamy pewność, że taksówkarz nie policzy nam za kurs z lotniska do centrum jak za lot do Warszawy i z powrotem z naszym krajowym przewoźnikiem. Pędzimy pustymi ulicami i ciemnymi obwodnicami prosto do hotelu. Dobranoc.
Ranek budzi się rześki, jakieś 16 stopni, i przekropny. Niespiesznie idziemy do centrum miasta, zahaczając o kafeterie. Wybieramy taką, która wygląda trochę jak nasz bar mleczny, ale siedzi w niej mnóstwo miejscowych. Jedni oglądają wiadomości, akurat papież jest w Fatimie. Inni czytają gazety. A inni po prostu wpadli na śniadanie przed pójściem do pracy. Obsługa uwija się jak w ukropie. Nasze zamówienie, składane na migi, a potem wykrzykiwane po portugalsku przez kasjera, zapisane zostaje na kartce, kartkę dostajemy do ręki z pierwszym zamówieniem. Później kelnerka dopisze kolejne pozycje i wychodząc zapłacimy za wszystko razem. Czujemy się już swojsko. A dodatkowo ceny są bardzo przyjazne.
Obsługa czyta w naszych myślach jak w otwartej księdze i raczy nas coraz słodszymi słodkościami. A gdy płacimy rachunek właściciel wręcza nam kartonik obwiązany czerwoną wstążką. „ Łasuch pozna łasucha” śmiejemy się później rozpakowując zawiniątko, w którym było 6 małych ciasteczek, każde z innego rodzaju. Skradli nasze serca (i portfele) na cały okres pobytu.

wtorek, 19 września 2017

Stolpen - więzienie hrabiny Cosel



Jeśli wybieracie się do Saksonii, Drezna lub Dolinę Łaby warto zobaczyć Stolpen


Zamek zbudowany na bazaltowym wzniesieniu z
tego samego kamienia. Bazalt to skała powstała w wyniku
zastygnięcia , schłodzenia , lawy w kominie wulkanu. Jest czarna i
niezwykle twarda, ukształtowana w sześciokątne słupy. Duża
zawartość żelaza powoduje , że ‘przyciąga ‘ pioruny. Kilka
razy z tego powodu na zamku wybuchały pożary.
           Ze
względu na wojskowy charakter zamku i skutków ewentualnego
oblężenia na zamku niezbędna była woda. Postanowiono w 1608 r.
wybudować w bazaltowej skale studnię. Ma ona szerokość ok. 3
metrów i głębokość 84 metry. Wykuwanie jej zajęło 24 lata.
Praca polegała na rozpaleniu na skale ogniska i w momencie, gdy
bazalt się rozgrzał polewano wodą. Skała pękała i tak
rozkruszano skałę. Dzienny postęp prac wynosił ok. 1 – 1,5 cm.




                 Zapomnianą
historię najsłynniejszego więźnia zamku Stolpen przypomniał
Kraszewski w powieści ”Hrabina Cosel”.
To opowieść o metresie
Augusta Mocnego Annie Konstancji Cosel.