niedziela, 16 marca 2014

Andaluzja - zaczynamy od Granady

I przyszedł czas realizacji kolejnego marzenia czyli zobaczenia na własne oczy Alhambry. Kiedyś obejrzałam program 80 ogrodów dookoła świata o najpiękniejszych i najciekawszych ogrodach i ogrody Alhambry były jednym z tych najpiękniejszych.
Tanimi liniami polecieliśmy na początku maja z Wrocławia do Malagi. Lot trwa 2h 40 min. Jak zwykle przez internet zarezerwowalismy sobie noclegi oraz samochód.

Przylecieliśmy w piątek ok. 13.30. kolejki przy stoiskach wypożyczalni GIGANTYCZNE. Gdy zobaczyłam pierwszą - nogi się pode mną ugięły – to była kolejka na 3 godz stania! Całe szczęście

przy ‘naszej’ wypożyczalni nie było tak źle, może z 5-6 osób. Ale i tak 30 minut czekaliśmy na swoją kolej. Nas obsłużono szybciutko i mogliśmy wziąć nasze wozidełko. No tak, kolejny raz trafiło nam się wozidełko, dostaliśmy bowiem fiata pandę, a tego nie wybieraliśmy  Dawał radę, ale to stuki i niewygoda…

Wyjechaliśmy z lotniska bez mapy, bo żadnego stoiska, kiosku nie spotkaliśmy po drodze.  Całe szczęście od razu znaleźliśmy się na dobrej drodze do Granady. Pogoda zmienna, temperatura ok. 17 stopni, a za oknem góry z każdej strony. Mijaliśmy bowiem Park Narodowy gór Sierra Newada. Cudownie. Zatrzymalismy się tylko raz po to, by kupić mapy Costa del Sol i Granady. Dzięki opisowi drogi, dojazdowej ściągniętemu z Internetu, w Granadzie znaleźliśmy nasz nocleg bardzo szybko. Gorzej było z miejscem parkingowym  Zostawiliśmy samochód na placyku przed jakąś nieczynną fabryką , przy autostradzie. W sumie w myśli już się z nim pożegnałam. Znajdziemy go tutaj za dwa dni ? Nie sądzę  Może nasze szczęście, że to Panda !

Gdy dojeżdżaliśmy do Granady nad górami wisiały ciemnogranatowe, ciężkie, deszczowe chmury , co chwilę przecinane błyskawicami. Jednak na miejscu deszcz nie padał. Po zameldowaniu w hostelu zostawiliśmy bagaże w maleńkim pokoju i poszliśmy poszukać coś do jedzenia. Sobotni wieczór, wszystkie sklepy w okolicy pozamykane, bieda totalna :) Wiedzieliśmy z Google street view , że na końcu naszej uliczki jest park Lorki. Poszliśmy na mały spacer i zachwyciliśmy się widokiem założenia – podzielona przestrzeń z wodą, rozarium, strzelistymi cyprysami, fontannami, kwitnącymi drzewami. 


 Krótki , w założeniu, spacer zakończył się godzinnym błądzeniem między, coraz to nowymi odsłonami, tego miejsca. Zaczęło coraz bardziej szarzeć, więc ruszyliśmy do hotelu. Przed wyjazdem obiecywaliśmy sobie, że pójdziemy na tapas. Wstąpiliśmy więc do baru oferującego tę podwójną przyjemność. Wypiliśmy piwo z pyszną zakąską . Nie był to może bar tapas o jakim marzyliśmy , ale pierwsze koty za płoty. Można się nawet najeść – do małego piwa serwują sporą przekąskę. Gdy wychodziliśmy z baru okazało się, że leje deszcz. To musiało w końcu nastąpić. Do hotelu mieliśmy dosłownie kilka kroków i większa część drogi mogliśmy pokonać schronieni w podcieniach.
Jutro przed nami dzień w ogrodach Alhambry oraz zwiedzanie Granady. 

Brak komentarzy: