Tanimi liniami polecieliśmy na początku maja z Wrocławia do Malagi. Lot trwa 2h 40 min. Jak zwykle przez internet zarezerwowalismy sobie noclegi oraz samochód.
Przylecieliśmy
w piątek ok. 13.30. kolejki przy stoiskach wypożyczalni
GIGANTYCZNE. Gdy zobaczyłam pierwszą - nogi się pode mną ugięły
– to była kolejka na 3 godz stania! Całe szczęście
przy ‘naszej’ wypożyczalni nie było tak źle, może z 5-6 osób. Ale i tak 30 minut czekaliśmy na swoją kolej. Nas obsłużono szybciutko i mogliśmy wziąć nasze wozidełko. No tak, kolejny raz trafiło nam się wozidełko, dostaliśmy bowiem fiata pandę, a tego nie wybieraliśmy Dawał radę, ale to stuki i niewygoda…
przy ‘naszej’ wypożyczalni nie było tak źle, może z 5-6 osób. Ale i tak 30 minut czekaliśmy na swoją kolej. Nas obsłużono szybciutko i mogliśmy wziąć nasze wozidełko. No tak, kolejny raz trafiło nam się wozidełko, dostaliśmy bowiem fiata pandę, a tego nie wybieraliśmy Dawał radę, ale to stuki i niewygoda…
Wyjechaliśmy
z lotniska bez mapy, bo żadnego stoiska, kiosku nie spotkaliśmy po
drodze. Całe szczęście od razu znaleźliśmy się na dobrej drodze
do Granady. Pogoda zmienna, temperatura ok. 17 stopni, a za oknem
góry z każdej strony. Mijaliśmy bowiem Park Narodowy gór Sierra
Newada. Cudownie. Zatrzymalismy się tylko raz po to, by
kupić mapy Costa del Sol i Granady. Dzięki opisowi drogi, dojazdowej
ściągniętemu z Internetu, w Granadzie znaleźliśmy nasz nocleg
bardzo szybko. Gorzej było z miejscem parkingowym
Zostawiliśmy samochód na placyku przed jakąś nieczynną fabryką
, przy autostradzie. W sumie w myśli już się z nim pożegnałam.
Znajdziemy go tutaj za dwa dni ? Nie sądzę Może nasze szczęście, że to Panda !
Gdy
dojeżdżaliśmy do Granady nad górami wisiały ciemnogranatowe,
ciężkie, deszczowe chmury , co chwilę przecinane błyskawicami.
Jednak na miejscu deszcz nie padał. Po zameldowaniu w hostelu zostawiliśmy
bagaże w maleńkim pokoju i poszliśmy poszukać coś do jedzenia.
Sobotni wieczór, wszystkie sklepy w okolicy pozamykane, bieda totalna :)
Wiedzieliśmy z Google street view , że na końcu naszej uliczki
jest park Lorki. Poszliśmy na mały spacer i zachwyciliśmy się widokiem
założenia – podzielona przestrzeń z wodą, rozarium, strzelistymi cyprysami, fontannami, kwitnącymi drzewami.
Krótki , w założeniu, spacer zakończył się godzinnym błądzeniem między, coraz to nowymi odsłonami, tego miejsca. Zaczęło coraz bardziej szarzeć, więc ruszyliśmy do hotelu. Przed wyjazdem obiecywaliśmy sobie, że pójdziemy na tapas. Wstąpiliśmy więc do baru oferującego tę podwójną przyjemność. Wypiliśmy piwo z pyszną zakąską . Nie był to może bar tapas o jakim marzyliśmy , ale pierwsze koty za płoty. Można się nawet najeść – do małego piwa serwują sporą przekąskę. Gdy wychodziliśmy z baru okazało się, że leje deszcz. To musiało w końcu nastąpić. Do hotelu mieliśmy dosłownie kilka kroków i większa część drogi mogliśmy pokonać schronieni w podcieniach.
Krótki , w założeniu, spacer zakończył się godzinnym błądzeniem między, coraz to nowymi odsłonami, tego miejsca. Zaczęło coraz bardziej szarzeć, więc ruszyliśmy do hotelu. Przed wyjazdem obiecywaliśmy sobie, że pójdziemy na tapas. Wstąpiliśmy więc do baru oferującego tę podwójną przyjemność. Wypiliśmy piwo z pyszną zakąską . Nie był to może bar tapas o jakim marzyliśmy , ale pierwsze koty za płoty. Można się nawet najeść – do małego piwa serwują sporą przekąskę. Gdy wychodziliśmy z baru okazało się, że leje deszcz. To musiało w końcu nastąpić. Do hotelu mieliśmy dosłownie kilka kroków i większa część drogi mogliśmy pokonać schronieni w podcieniach.
Jutro przed nami dzień w ogrodach Alhambry oraz zwiedzanie Granady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz